Odstawiliśmy Igę przy kamienicy, gdzie mieszkała jej przyjaciółka. Mieliśmy ją odebrać następnego dnia.
- Opłaca Ci się przyjeżdżać po nią jutro kolejny raz? - spytałam.
- Nie - odparł z tajemniczym uśmiechem. - Dlatego załatwiłem nam nocleg u kolegi ze studiów.
- Nam???
- Myślałaś, że zostawię Cię samą w Szczecinie? - zapytał kpiąco. - Zresztą podobno masz wolne do końca tygodnia. Tylko... do Mateusza możemy iść dopiero gdy skończy pracę, a to będzie około 19, nie przeszkadza Ci to, prawda? - złapał mnie za rękę.
- Nie - odpowiedziałam krótko czując motyle w brzuchu.
Długo chodziliśmy po mieście. Po pewnym czasie udaliśmy się na plażę, gdzie mogłam zdjąć moje sandały, których paski zaczęły mnie już uciskać w stopy. Spacerowaliśmy brzegiem morza, czując ciepły piasek pod stopami i chłodne wody Bałtyku, które o nie uderzały. Brzeg, w miejscu gdzie byliśmy, zupełnie się już wyludnił. Byliśmy sam na sam, a słońce zaczynało powoli zachodzić. Niebo zrobiło się różowe.
- Mówiłeś, że Iga ma blisko ze Szczecina do tej przyjaciółki... - zauważyłam.
- Nieprawda. Mówiłem że ma bliżej - powiedział kładąc nacisk na ostatni wyraz.
- Czyli nie mieszka na północy Polski?
- Nie.
- To w takim razie gdzie?
- W Katowicach... z matką...
- Jesteś z Katowic? - zdziwiłam się.
- Tak...
Zatrzymaliśmy się. Spojrzałam na niego. Jego twarz miała kamienny wyraz. Wyglądał jakby w środku bił się z samym sobą. Albo raczej z myślami... wspomnieniami...
- Czy coś cię stało? - spytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
- Nie - wzdychnął i przyśpieszył kroku.
- Adam... - szepnęłam biegnąc za nim, a następnie starając się dorównać mu kroku.
Stanęłam przed nim, co sprawiło, że się zatrzymał. Oparł się o pobliski, spory kamień wystający z piasku i patrzył na zachód słońca.
- Zawsze chciałem uciec przed przeszłością. Ale ona zawsze do mnie wraca...Zawsze...
- Adaś, co się stało?
- Pamiętasz jak kilka dni temu szukałaś mieszkania... Spytałaś wtedy czy możesz prosić ojca, ale ja odpowiedziałem sucho, że z nim nie mieszkam...
Coraz bardziej zaczęłam martwić się o Adama.
- Ej.. jeśli aż tak Cię to męczy to nie musisz mówić... - powiedziałam widząc, że to dla niego ciężkie wyznanie.
- Muszę. Chcę ci zaufać... No więc mieszkaliśmy w Katowicach. To znaczy najpierw rodzice i Iga. I podobno było wtedy dobrze. Pewnego dnia matka przyszła do domu z wiadomością, że jest w ciąży. Ojciec źle to przyjął. Wolał nie mieć drugiego dziecka, ale nie namawiał matki do aborcji. Urodziłem się ja. Dzieciństwo średnio pamiętam, ale nie było aż tak złe.... Ale gdy miałem 12 lat wszystko uległo zmianie. Iga poszła do liceum wynajmując przy tym pokój w internacie. W domu coraz częściej słyszałem krzyki. Pewnego razu nie mogłem zasnąć i usłyszałem... - wyglądał jakby serce stanęło mu w gardle - ... usłyszałem jak wrzeszczy, że nigdy nie wybaczy jej zdrady i, że niedługo się go pozbędzie. Krzyczał, że nigdy nie chciał mnie akceptować jako swoje dziecko, że w ogóle go nie przypominam, że nigdy nie będę jego synem...
Widziałam jak Adasiowi stoją łzy w oczach. Jednak nie płakał. Oczy mu się zeszkliły, ale był twardy. Nie chciał pokazywać jak bardzo go to zabolało.
- Potem ojciec nagle zniknął. Dopiero po kilku latach dowiedziałem się, że wyjechał gdzieś do Londynu ze swoją nową dziewczyną. Po prostu nas zostawił. Ja po skończeniu osiemnastki, a potem studiów postanowiłem wyjechać jak najdalej od domu... I tak trafiłem do Szczecina.
Nastała chwila milczenia. Oparłam się o kamień i stałam obok Adama patrząc się na różowe niebo i blask fal przy zachodzącym słońcu.
- Widzę, że mieliśmy podobne plany - przerwałam ciszę.
- Co takiego?
- Widzisz... ja też chciałam być jak najdalej od Rzeszowa. Z dzieciństwa pamiętam tylko ciągłe kłótnie rodziców. Jak byłam nastolatką ojciec wniósł do sądu pozew o rozwód dla matki i potem byłam zdana sama na siebie. Pracowałam już w czasie nauki w liceum. Cały czas miałam niespełnione marzenia i nadzieje... nawet miłości... Nie miałam w nikim wsparcia, chociaż wiedziałam, że posiadam przyrodnie rodzeństwo... Nie wiem już ile jest nas razem. Może pięcioro, a może już szóstka. W każdym razie nigdy nie spotkałam nikogo poza moją młodszą siostrą, która teraz mieszka z matką i jej nowym facetem. Z ojcem w sumie od dawna nie utrzymuję kontaktu... a on nawet nie jest zainteresowany co się dzieje z jego własną pierwszą córką...
Poczułam na swojej dłoni dłoń Adama, a następnie to jak mnie obejmuje. W końcu jednak dało się usłyszeć jego szept:
- Chodźmy już.
CDN.
czwartek, 31 marca 2016
wtorek, 29 marca 2016
Od Teraz. Na zawsze. cz.3
Nie mogłam się zdecydować co na siebie włożyć. Czułam, że wreszcie znalazłam kogoś, kto mnie zrozumie. Gdy wybrałam strój była 17.14. Miałam zaledwie kilka minut na make-up i wybranie butów, ale jakoś się z tym uporałam. Za pięć szósta siedziałam już niecierpliwie spoglądając na zegar. W końcu odezwał się dzwonek. Adam patrzył na mnie z podziwem.
- Ładna sukienka - powiedział widząc moje zwiewne ubranie.
- Dziękuję - odpowiedziałam biorąc torebkę i patrząc na jego elegancko dobrane koszulkę polo i ciemne jeansy.
Poszliśmy do kina na komedię, z której nie mogliśmy się przestać się śmiać. Potem zabrał mnie do lodziarni. Jedząc lody chodziliśmy alejkami parku Kasprowicza.
- Albo ta scena, gdy ten chłopak tak chwycił bukiet, że kolce z róż wbiły mu się w rękę i zamiast się oświadczyć prosił żeby dzwoniła po karetkę.
- No. Albo ta gdy ten mały przez przypadek zatrzasnął ich w składziku woźnego - śmialiśmy się z zabawnych chwil w filmie.
W pewnym momencie, gdy przechodziliśmy przez most, jakiś dzieciak jechał na deskorolce tak blisko, że pchnął mnie lekko w stronę Adama. Nasze twarze momentalnie znalazły się blisko siebie. Zdawało mi się, że tonę w jego oczach. Zaczerwieniłam się i speszona delikatnie się odsunęłam. Przeszliśmy w ciszy kilka kroków. Potem złapał mnie za rękę, a ja czując się wyjątkowo dobrze w jego towarzystwie położyłam mu głowę na ramieniu. Szliśmy jeszcze tak przez kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23... Zmierzaliśmy w kierunku bloku. Gdy byliśmy na klatce schodowej stanęliśmy na przeciwko siebie między drzwiami do naszych mieszkań.
- To był wspaniały wieczór, Dziękuję - powiedziałam.
- Nie, to ja dziękuję - szepnął.
Otworzyłam drzwi do mojego mieszkania. Stałam w drzwiach, a on oparty o ścianę i tak przez chwilę rozmawialiśmy dzisiejszym dniu. W końcu nadszedł czas, abyśmy oboje wrócili do siebie.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział patrząc mi w oczy.
Powoli zaczęłam zamykać drzwi. Nagle szybko je otworzyłam i pocałowałam Adama w policzek. Znów się zaczerwieniłam i miałam już zniknąć w mieszkaniu, gdy złapał mnie, przyciągnął do siebie i pocałował w usta. Poczułam, że wreszcie kogoś pokochałam prawdziwie i z wzajemnością i, że od teraz mam dla kogo żyć. Przytulił mnie i na pożegnanie jeszcze raz pocałował w czoło.
Następnego dnia obudził mnie telefon. Usłyszałam jego ciepły głos.
- Wstajemy śpioszku...
- Już wstaje... tylko pięć minut...
Rozłączył się. Zdziwiło mnie to, ale uznałam, że spytam co się stało, gdy się wyśpię. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do okna. Gwałtownie zerwałam się i spojrzałam w stronę hałasu. Widząc Adasia pobiegłam do salonu otworzyć mu drzwi.
- Nigdy nie dajesz za wygraną? - spytałam.
- Nie- odpowiedział krótko.
- Jak się dostałeś na mój balkon?
- Przeszedłem na niego z mojego?
Wyjrzałam za okno. Dopiero teraz zauważyłam, że jego balkon jest tuż obok mojego. Spojrzałam na Adama z nieco sarkastyczną miną.
- Co jest aż tak ważne, że musiałam wstawać w wolny dzień o 7 rano widząc człowieka okupującego mój balkon? - zażartowałam.
- Zabieram Cię na wycieczkę.
- Wycieczkę?
- Tak.
- Jaką znowu wycieczkę?
- Dowiesz się później. A tak przy okazji ładna piżama - uśmiechnął się na widok z moich spodni w serduszka i koszulki z misiem. - Idź zjeść śniadanie. Będę za 15 minut i chcę Cię widzieć gotową.
Z trudem powlokłam się do kuchni, ale w końcu jakoś udało mi się być gotową po dodatkowych 10 minutach.
Zeszliśmy na dół. Obok samochodu Adama stała już Iga w fryzurze prosto z salonu i odświętnej sukience, trzymając na ramionach spore pudło. Adaś otworzył auto, a jego siostra wpakowała się do środka razem z pudełkiem. Ja usiadłam z przodu, na siedzeniu pasażera.
- Byłaś już kiedyś w Kołobrzegu? - spytała Iga.
- Kołobrzegu? Jedziemy do Kołobrzegu? - z drugim pytaniem zgłosiłam się do Adama.
- Ej no... wszystko zepsułaś. Wielkie dzięki, siostra...
- Nic nie zepsuła - uśmiechnęłam się. - Nigdy tam nie byłam. Niespodzianką będzie sam pobyt tam.
Adam udobruchany spojrzał na mnie, położył mi dłoń na policzku i cmoknął kolejny raz w czoło. Potem odpalił silnik i ruszył z parkingu. Po około 2 godz (nie licząc postojów) byliśmy na miejscu.
CDN.
- Ładna sukienka - powiedział widząc moje zwiewne ubranie.
- Dziękuję - odpowiedziałam biorąc torebkę i patrząc na jego elegancko dobrane koszulkę polo i ciemne jeansy.
Poszliśmy do kina na komedię, z której nie mogliśmy się przestać się śmiać. Potem zabrał mnie do lodziarni. Jedząc lody chodziliśmy alejkami parku Kasprowicza.
- Albo ta scena, gdy ten chłopak tak chwycił bukiet, że kolce z róż wbiły mu się w rękę i zamiast się oświadczyć prosił żeby dzwoniła po karetkę.
- No. Albo ta gdy ten mały przez przypadek zatrzasnął ich w składziku woźnego - śmialiśmy się z zabawnych chwil w filmie.
W pewnym momencie, gdy przechodziliśmy przez most, jakiś dzieciak jechał na deskorolce tak blisko, że pchnął mnie lekko w stronę Adama. Nasze twarze momentalnie znalazły się blisko siebie. Zdawało mi się, że tonę w jego oczach. Zaczerwieniłam się i speszona delikatnie się odsunęłam. Przeszliśmy w ciszy kilka kroków. Potem złapał mnie za rękę, a ja czując się wyjątkowo dobrze w jego towarzystwie położyłam mu głowę na ramieniu. Szliśmy jeszcze tak przez kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23... Zmierzaliśmy w kierunku bloku. Gdy byliśmy na klatce schodowej stanęliśmy na przeciwko siebie między drzwiami do naszych mieszkań.
- To był wspaniały wieczór, Dziękuję - powiedziałam.
- Nie, to ja dziękuję - szepnął.
Otworzyłam drzwi do mojego mieszkania. Stałam w drzwiach, a on oparty o ścianę i tak przez chwilę rozmawialiśmy dzisiejszym dniu. W końcu nadszedł czas, abyśmy oboje wrócili do siebie.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział patrząc mi w oczy.
Powoli zaczęłam zamykać drzwi. Nagle szybko je otworzyłam i pocałowałam Adama w policzek. Znów się zaczerwieniłam i miałam już zniknąć w mieszkaniu, gdy złapał mnie, przyciągnął do siebie i pocałował w usta. Poczułam, że wreszcie kogoś pokochałam prawdziwie i z wzajemnością i, że od teraz mam dla kogo żyć. Przytulił mnie i na pożegnanie jeszcze raz pocałował w czoło.
Następnego dnia obudził mnie telefon. Usłyszałam jego ciepły głos.
- Wstajemy śpioszku...
- Już wstaje... tylko pięć minut...
Rozłączył się. Zdziwiło mnie to, ale uznałam, że spytam co się stało, gdy się wyśpię. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do okna. Gwałtownie zerwałam się i spojrzałam w stronę hałasu. Widząc Adasia pobiegłam do salonu otworzyć mu drzwi.
- Nigdy nie dajesz za wygraną? - spytałam.
- Nie- odpowiedział krótko.
- Jak się dostałeś na mój balkon?
- Przeszedłem na niego z mojego?
Wyjrzałam za okno. Dopiero teraz zauważyłam, że jego balkon jest tuż obok mojego. Spojrzałam na Adama z nieco sarkastyczną miną.
- Co jest aż tak ważne, że musiałam wstawać w wolny dzień o 7 rano widząc człowieka okupującego mój balkon? - zażartowałam.
- Zabieram Cię na wycieczkę.
- Wycieczkę?
- Tak.
- Jaką znowu wycieczkę?
- Dowiesz się później. A tak przy okazji ładna piżama - uśmiechnął się na widok z moich spodni w serduszka i koszulki z misiem. - Idź zjeść śniadanie. Będę za 15 minut i chcę Cię widzieć gotową.
Z trudem powlokłam się do kuchni, ale w końcu jakoś udało mi się być gotową po dodatkowych 10 minutach.
Zeszliśmy na dół. Obok samochodu Adama stała już Iga w fryzurze prosto z salonu i odświętnej sukience, trzymając na ramionach spore pudło. Adaś otworzył auto, a jego siostra wpakowała się do środka razem z pudełkiem. Ja usiadłam z przodu, na siedzeniu pasażera.
- Byłaś już kiedyś w Kołobrzegu? - spytała Iga.
- Kołobrzegu? Jedziemy do Kołobrzegu? - z drugim pytaniem zgłosiłam się do Adama.
- Ej no... wszystko zepsułaś. Wielkie dzięki, siostra...
- Nic nie zepsuła - uśmiechnęłam się. - Nigdy tam nie byłam. Niespodzianką będzie sam pobyt tam.
Adam udobruchany spojrzał na mnie, położył mi dłoń na policzku i cmoknął kolejny raz w czoło. Potem odpalił silnik i ruszył z parkingu. Po około 2 godz (nie licząc postojów) byliśmy na miejscu.
CDN.
poniedziałek, 21 marca 2016
Od Teraz. Na Zawsze. cz.2
Obudziłam się około 9.00. Przeciągnęłam się i weszłam do kuchni nastawić wodę na kawę. W czasie jej gotowania poszłam się ogarnąć i przebrać. Pijąc kawę spoglądałam przez okno na plac zabaw przy bloku. Bawiły się na nim dwie dziewczynki i trzech chłopców. Nagle jedna z dziewczynek spadła z karuzeli. Zaczęła płakać, a przy niej stanął jeden z chłopców i ją przytulił. Uznałam to za słodki i wypiłam ostatni łyk napoju. Zauważyłam, że przy bloku stoi samochód listonosza, więc postanowiłam sprawdzić swoją skrzynkę (formalności związane ze zmianą adresu również miałam już załatwione).
Zabrałam ze skrzynki listy i katalog ze sklepu odzieżowego. Przeglądając go szłam schodami do mieszkania. W pewnym momencie poczułam, że ktoś przechodzi obok. Przez przypadek osoba ta otarła się o mnie wytrącając mi gazetkę z ręki.
- Ojj... przepraszam - schylił się i podniósł katalog, po czym podniósł na mnie wzrok, a ja zobaczyłam te same czarne oczy co poprzedniego dnia. - Aa... to pani... jak idzie szukanie mieszkania?
- Dziękuję - powiedziałam biorąc od niego katalog. - Wszystko dobrze, znalazłam je - wydukałam. -I wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami - dodałam.
- A więc wspaniale.. - uśmiechnął się, ale nie zdążył dokończyć. Przerwałam mu.
- Nie wiedział pan, że pan Laskiewicz sprzedaje mieszkanie? Jak można nie wiedzieć, że własny sąsiad się przeprowadza i sprzedaje lokum?
- Nie miałem pojęcia, przepraszam. Dawno z nim nie rozmawiałem... Nie licząc kilku słów po przyniesieniu mu poczty z dołu.
- Nic nie szkodzi...- odparłam nieco obojętnie.
- Może się poznamy? - spytał. - Jestem Adam.
- Wiktoria - odpowiedziałam podając mu rękę. Poczułam jak dotyka mojej dłoni - delikatnie, z szacunkiem i uprzejmie.
- Piękne imię pięknej dziewczyny. Dałaby się pani zaprosić na pizzę? A może kino?
- Proszę mi mówić po imieniu - zaśmiałam się.
- Zgoda. W takim razie, Wiki, czy poszłabyś ze mną do kina lub na pizzę? A może na małą wycieczkę po Szczecinie? Bo zdaje mi się nie jesteś stąd.
- Nie nie, ja z Rzeszowa...
- Z Rzeszowa? Kawał drogi. No to jak? Przejdziemy się gdzieś dziś wieczorem?
Miałam przytaknąć lecz w porę przypomniałam sobie o dziewczynie w mieszkaniu. Uśmiech zniknął mi z twarzy.
- Nie... przepraszam.
- Czy coś się stało?
- Nie. Po prostu mam inne plany.
- To może w inny dzień?
- Nie wiem. Może kiedyś. Muszę już iść, do zobaczenia.
- Cześć... - rzekł lekko rozczarowany.
Wchodząc do mieszkania nie wiedziałam czy przeważa we mnie złość, smutek czy wyrzuty sumienia. Ogarnęło mnie oburzenie - jak mógł mnie pytać o wspólny wypad, skoro miał już dziewczynę?! Oczywiście, że miałam ochotę gdzieś z nim pójść, ale nie zamierzam być wredną suką i odbijać tamtej chłopaka. To byłby szczyt wszystkiego!
Uznałam, że muszę się wyluzować i wyjść na świeże powietrze. Ledwie otworzyłam drzwi, zobaczyłam Adama wchodzącego na górę z kilkoma siatkami zakupów.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał przystając.
- Tylko do sklepu - zmyśliłam zamykając mieszkanie na klucz.
- Aha... Przy każdym wyjściu tak zaryglowujesz drzwi? - zakpił nieco.
- Może. A tak właściwie czemu cię to interesuje?
- Tylko pytam... - mówił, gdy nagle otworzyły się drzwi do jego mieszkania. Stała w nich tamta blondyna.
- Gdzie ty łazisz tak długo. Mówiłam, że mascarpone jest mi strasznie potrzebny do tortu na wesele Majki - gadała.
- Ach , zapomniałbym. Wiki, to moja urocza siostra Iga - przedstawił ją z sarkastycznym wymówieniem słowa "urocza". - Iga, nasza nowa sąsiadka, Wiki.
- Miło mi - uśmiechnęła się. - Czyli jednak ktoś sprzedawał mieszkanie?
- Tak. Mi również miło - odparłam speszona.
- Wybacz, że tak go ganię na klatce, ale ten debil miał mi przynieść składniki na tort dla mojej przyjaciółki, a jest to dla mnie dość ważne. Okej, skoro już się poznałyśmy to pozwól, że się zabiorę za pieczenie bo nie zdążę do soboty - zabrała siatki od Adasia i weszła do środka.
- Trochę jest wybuchowa, ale się przyzwyczaisz - zaśmiał się chłopak. - Ale nie mieszka ze mną na co dzień. Teraz akurat przyjechała na miesiąc sprawdzić jak sobie radzę, a przy okazji ma stąd blisko do kumpeli.
- Fajnie... Tylko wiesz... ja muszę iść. Widzimy się potem, co? To znaczy...
- Czyli zmieniłaś zdanie?
- Jeśli masz inne plany to zrozumiem...
- Chętnie z tobą wyjdę. Będę o szóstej - uśmiechnął się.
- Cieszę się - odwzajemniłam uśmiech i poczułam motyle w brzuchu.
Pożegnaliśmy się i weszliśmy do swoich mieszkań. Jak mogłam być taką idiotką?!!? To przecież była jego siostra! Ughh jestem beznadziejnie głupia! - myślałam, ale równocześnie poczułam się mile zaskoczona.
CDN.
Zabrałam ze skrzynki listy i katalog ze sklepu odzieżowego. Przeglądając go szłam schodami do mieszkania. W pewnym momencie poczułam, że ktoś przechodzi obok. Przez przypadek osoba ta otarła się o mnie wytrącając mi gazetkę z ręki.
- Ojj... przepraszam - schylił się i podniósł katalog, po czym podniósł na mnie wzrok, a ja zobaczyłam te same czarne oczy co poprzedniego dnia. - Aa... to pani... jak idzie szukanie mieszkania?
- Dziękuję - powiedziałam biorąc od niego katalog. - Wszystko dobrze, znalazłam je - wydukałam. -I wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami - dodałam.
- A więc wspaniale.. - uśmiechnął się, ale nie zdążył dokończyć. Przerwałam mu.
- Nie wiedział pan, że pan Laskiewicz sprzedaje mieszkanie? Jak można nie wiedzieć, że własny sąsiad się przeprowadza i sprzedaje lokum?
- Nie miałem pojęcia, przepraszam. Dawno z nim nie rozmawiałem... Nie licząc kilku słów po przyniesieniu mu poczty z dołu.
- Nic nie szkodzi...- odparłam nieco obojętnie.
- Może się poznamy? - spytał. - Jestem Adam.
- Wiktoria - odpowiedziałam podając mu rękę. Poczułam jak dotyka mojej dłoni - delikatnie, z szacunkiem i uprzejmie.
- Piękne imię pięknej dziewczyny. Dałaby się pani zaprosić na pizzę? A może kino?
- Proszę mi mówić po imieniu - zaśmiałam się.
- Zgoda. W takim razie, Wiki, czy poszłabyś ze mną do kina lub na pizzę? A może na małą wycieczkę po Szczecinie? Bo zdaje mi się nie jesteś stąd.
- Nie nie, ja z Rzeszowa...
- Z Rzeszowa? Kawał drogi. No to jak? Przejdziemy się gdzieś dziś wieczorem?
Miałam przytaknąć lecz w porę przypomniałam sobie o dziewczynie w mieszkaniu. Uśmiech zniknął mi z twarzy.
- Nie... przepraszam.
- Czy coś się stało?
- Nie. Po prostu mam inne plany.
- To może w inny dzień?
- Nie wiem. Może kiedyś. Muszę już iść, do zobaczenia.
- Cześć... - rzekł lekko rozczarowany.
Wchodząc do mieszkania nie wiedziałam czy przeważa we mnie złość, smutek czy wyrzuty sumienia. Ogarnęło mnie oburzenie - jak mógł mnie pytać o wspólny wypad, skoro miał już dziewczynę?! Oczywiście, że miałam ochotę gdzieś z nim pójść, ale nie zamierzam być wredną suką i odbijać tamtej chłopaka. To byłby szczyt wszystkiego!
Uznałam, że muszę się wyluzować i wyjść na świeże powietrze. Ledwie otworzyłam drzwi, zobaczyłam Adama wchodzącego na górę z kilkoma siatkami zakupów.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał przystając.
- Tylko do sklepu - zmyśliłam zamykając mieszkanie na klucz.
- Aha... Przy każdym wyjściu tak zaryglowujesz drzwi? - zakpił nieco.
- Może. A tak właściwie czemu cię to interesuje?
- Tylko pytam... - mówił, gdy nagle otworzyły się drzwi do jego mieszkania. Stała w nich tamta blondyna.
- Gdzie ty łazisz tak długo. Mówiłam, że mascarpone jest mi strasznie potrzebny do tortu na wesele Majki - gadała.
- Ach , zapomniałbym. Wiki, to moja urocza siostra Iga - przedstawił ją z sarkastycznym wymówieniem słowa "urocza". - Iga, nasza nowa sąsiadka, Wiki.
- Miło mi - uśmiechnęła się. - Czyli jednak ktoś sprzedawał mieszkanie?
- Tak. Mi również miło - odparłam speszona.
- Wybacz, że tak go ganię na klatce, ale ten debil miał mi przynieść składniki na tort dla mojej przyjaciółki, a jest to dla mnie dość ważne. Okej, skoro już się poznałyśmy to pozwól, że się zabiorę za pieczenie bo nie zdążę do soboty - zabrała siatki od Adasia i weszła do środka.
- Trochę jest wybuchowa, ale się przyzwyczaisz - zaśmiał się chłopak. - Ale nie mieszka ze mną na co dzień. Teraz akurat przyjechała na miesiąc sprawdzić jak sobie radzę, a przy okazji ma stąd blisko do kumpeli.
- Fajnie... Tylko wiesz... ja muszę iść. Widzimy się potem, co? To znaczy...
- Czyli zmieniłaś zdanie?
- Jeśli masz inne plany to zrozumiem...
- Chętnie z tobą wyjdę. Będę o szóstej - uśmiechnął się.
- Cieszę się - odwzajemniłam uśmiech i poczułam motyle w brzuchu.
Pożegnaliśmy się i weszliśmy do swoich mieszkań. Jak mogłam być taką idiotką?!!? To przecież była jego siostra! Ughh jestem beznadziejnie głupia! - myślałam, ale równocześnie poczułam się mile zaskoczona.
CDN.
poniedziałek, 14 marca 2016
Od Teraz. Na Zawsze. cz.1
Siedziałam w pociągu do Szczecina wyglądając przez okno. "Teraz wszystko będzie inaczej... lepiej..."- myślałam, Każde spojrzenie w przeszłość było dla mnie bólem. W dzieciństwie - ciągłe kłótnie rodziców, gdy byłam nastolatką - rozwiedli si, a ja? Przeżyłam niezbyt szczęśliwą rozterkę miłosną. Potem znów zakochałam się bez wzajemności. Wreszcie nadszedł oczekiwany okres studiów. Ciężko pracowałam, aby móc się uczyć, bo rodzice nie mieli pieniędzy. Po wakacyjnej pracy w McDonaldzie i dorabianiu jako przewodniczka w muzeum udało mi się uzbierać pieniądze na dwa lata nauki, aż w końcu dostałam stypendium.Teraz uznałam, że pora skończyć z rozczulaniem się. Szukałam pracy jak najdalej od rodzinnego Rzeszowa i mimo, że ciężko było mi rozstawać się z ukochanym miastem, cieszyłam się że mogę wreszcie poukładać sobie życie tak, jak będzie mi się podobało.
W tej chwili usiadłam na ławce na dworcu w Szczecinie. Wszystkie przeżycia przebiegały mi przed oczami. W pewnym momencie postanowiłam - koniec z grzeczną niunią. Pora na nową mnie - pewną siebie i stanowczą. Chwyciłam rączkę walizki, która posłusznie jechała za mną na swoich małych kółkach.
Wyszłam przed dworzec i wtedy całe postanowienie wycofało się z mojej pamięci.Zrobiły na mnie wrażenie wysokie budynki to jak Szczecin przypominał wyglądem Rzeszów. Oczywiście nie w każdym calu, ale miał jakby to powiedzieć, taką podobną duszę. Podążyłam ku niedalekiej fontannie, po czym usiadłam na jej brzegu i zadzwoniłam po taksówkę. Dojechałam do bloku, w którym miałam mieszkać. Właściciel mieszkania, które miałam kupić, miał na mnie czekać w środku, następnie podpisać umowę, dostać pieniądze, a potem wyjechać do córki mieszkającej w Kanadzie.
Zadzwoniłam do drzwi i po kilku sekundach odezwał się brzęczyk sygnalizujący mi wejście. Przemierzyłam wzrokiem schody i zaczęłam się po nich wspinać. Gdy dotarłam na siódme piętro, zapukałam do mieszkania nr 54. Otworzył mi brunet, mniej-więcej w moim wieku, o czarujących czarnych oczach, w których widziałam nieskończoną głębię i z niewielkim zarostem na twarzy. Stałam nieco zahipnotyzowana, ale ocknęłam się po chwili, kiedy przemówił do mnie swoim uprzejmym, ciepłym głosem.
- Mogę pani w czymś pomóc?
- Nie... to znaczy tak. Ja w sprawie mieszkania. Ale to chyba nie z panem rozmawiałam przez telefon... jest może pana ojciec?
- Zaraz zaraz... jakiego mieszkania? Nie sprzedaję, ani nie wynajmuję żadnego mieszkania. I nie mieszkam z ojcem. Musiała się pani pomylić.
Wtedy ze środka odezwał się głos.
- Chińszczyzna przyjechała? - w drzwiach ukazała się blondwłosa dziewczyna.
- Nie. Słuchaj, ta pani pyta o mieszkanie. Nie wiesz kto sprzedaje?
- Nie... nie przypominam sobie tego. Ewentualnie jakieś trzy bloki dalej.
W ten sposób kolejny raz doznałam zawodu.
- Ouu.. to ja... tego... przepraszam... to musiała być pomyłka.
- Nie szkodzi.. Powodzenia z szukaniem - posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Co? Aa... tak... dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedział i spoglądając na mnie powoli zamknął drzwi.
Stałam przed nimi jeszcze kilka minut. Już miałam odchodzić, gdy nagle otworzyły się drzwi mieszkania nr 53, które były obok.
- Oo... to pewnie pani Wiktoria? - spytał około 60-letni mężczyzna.
- Tak. Pan Laskiewicz?
- Zapraszam do środka. Już myślałem, że pani zrezygnowała albo zbłądziła... A jak się pani podoba w Szczecinie?
- Jest naprawdę piękny - mówiłam oglądając zadbane i ładne mieszkanie.
- I nie tylko... wie pani ja jestem starszy człowiek, ale mimo to zawsze wierzyłem, że to miasto ma w sobie coś... coś niezwykłego. No cóż, ale co mam robić? Został bym tutaj, ale córka za granicą, a moje stare kości już nie radzą sobie ze wszystkim tak jak dawniej. Przyjechałaby, ale w Toronto ma męża, dzieci i pracę. Ja to nawet lubię podróżować... Zamieszkam u niej, bo już to ustaliliśmy. Wnuki będą miały stałą opiekę, a i ja doznam jakiejś rozrywki. To jak? Podpisujemy umowę?
- Oczywiście. Kwota jest uzgodniona, prawda?- spytałam patrząc na bagaże pana Laskiewicza stojące w salonie.
- Tak. Proszę tu podpisać.... O właśnie. Dziękuję, miło się z panią robi interesy.
- Z panem również, dziękuję.
- Jak pani widzi mieszkanie jest gotowe do zagospodarowania. widok z balkonu wychodzi na ogród, a od strony kuchni na plac zabaw dla dzieci. A i sąsiadów też będzie pani miała miłych. Ten Adaś to bardzo uczynny chłopak, jeszcze się pani przekona.
Po kilku minutach rozmowy pan Laskiewicz zadzwonił po taksówkę i udał się na lotnisko. Zostałam w moim nowym mieszkaniu. Tego samego dnia dotarła reszta moich walizek. Zaczęłam się rozpakowywać czując, że teraz będzie lepiej. Dużo lepiej.
Pracę miałam załatwioną. Biuro w którym miałam zarabiać ustaliło, że pracę zacznę tydzień po dojechaniu do Szczecina. Moja rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez internet. Wszystko było załatwione. Miałam czas na zadomowienie się i zwiedzanie miasta. Ułożyłam swoje rzeczy w mieszkaniu. Spojrzałam na zegarek - 00:17... pora spać. Zmęczona opadłam na łóżko i zasnęłam.
CDN.
W tej chwili usiadłam na ławce na dworcu w Szczecinie. Wszystkie przeżycia przebiegały mi przed oczami. W pewnym momencie postanowiłam - koniec z grzeczną niunią. Pora na nową mnie - pewną siebie i stanowczą. Chwyciłam rączkę walizki, która posłusznie jechała za mną na swoich małych kółkach.
Wyszłam przed dworzec i wtedy całe postanowienie wycofało się z mojej pamięci.Zrobiły na mnie wrażenie wysokie budynki to jak Szczecin przypominał wyglądem Rzeszów. Oczywiście nie w każdym calu, ale miał jakby to powiedzieć, taką podobną duszę. Podążyłam ku niedalekiej fontannie, po czym usiadłam na jej brzegu i zadzwoniłam po taksówkę. Dojechałam do bloku, w którym miałam mieszkać. Właściciel mieszkania, które miałam kupić, miał na mnie czekać w środku, następnie podpisać umowę, dostać pieniądze, a potem wyjechać do córki mieszkającej w Kanadzie.
Zadzwoniłam do drzwi i po kilku sekundach odezwał się brzęczyk sygnalizujący mi wejście. Przemierzyłam wzrokiem schody i zaczęłam się po nich wspinać. Gdy dotarłam na siódme piętro, zapukałam do mieszkania nr 54. Otworzył mi brunet, mniej-więcej w moim wieku, o czarujących czarnych oczach, w których widziałam nieskończoną głębię i z niewielkim zarostem na twarzy. Stałam nieco zahipnotyzowana, ale ocknęłam się po chwili, kiedy przemówił do mnie swoim uprzejmym, ciepłym głosem.
- Mogę pani w czymś pomóc?
- Nie... to znaczy tak. Ja w sprawie mieszkania. Ale to chyba nie z panem rozmawiałam przez telefon... jest może pana ojciec?
- Zaraz zaraz... jakiego mieszkania? Nie sprzedaję, ani nie wynajmuję żadnego mieszkania. I nie mieszkam z ojcem. Musiała się pani pomylić.
Wtedy ze środka odezwał się głos.
- Chińszczyzna przyjechała? - w drzwiach ukazała się blondwłosa dziewczyna.
- Nie. Słuchaj, ta pani pyta o mieszkanie. Nie wiesz kto sprzedaje?
- Nie... nie przypominam sobie tego. Ewentualnie jakieś trzy bloki dalej.
W ten sposób kolejny raz doznałam zawodu.
- Ouu.. to ja... tego... przepraszam... to musiała być pomyłka.
- Nie szkodzi.. Powodzenia z szukaniem - posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Co? Aa... tak... dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedział i spoglądając na mnie powoli zamknął drzwi.
Stałam przed nimi jeszcze kilka minut. Już miałam odchodzić, gdy nagle otworzyły się drzwi mieszkania nr 53, które były obok.
- Oo... to pewnie pani Wiktoria? - spytał około 60-letni mężczyzna.
- Tak. Pan Laskiewicz?
- Zapraszam do środka. Już myślałem, że pani zrezygnowała albo zbłądziła... A jak się pani podoba w Szczecinie?
- Jest naprawdę piękny - mówiłam oglądając zadbane i ładne mieszkanie.
- I nie tylko... wie pani ja jestem starszy człowiek, ale mimo to zawsze wierzyłem, że to miasto ma w sobie coś... coś niezwykłego. No cóż, ale co mam robić? Został bym tutaj, ale córka za granicą, a moje stare kości już nie radzą sobie ze wszystkim tak jak dawniej. Przyjechałaby, ale w Toronto ma męża, dzieci i pracę. Ja to nawet lubię podróżować... Zamieszkam u niej, bo już to ustaliliśmy. Wnuki będą miały stałą opiekę, a i ja doznam jakiejś rozrywki. To jak? Podpisujemy umowę?
- Oczywiście. Kwota jest uzgodniona, prawda?- spytałam patrząc na bagaże pana Laskiewicza stojące w salonie.
- Tak. Proszę tu podpisać.... O właśnie. Dziękuję, miło się z panią robi interesy.
- Z panem również, dziękuję.
- Jak pani widzi mieszkanie jest gotowe do zagospodarowania. widok z balkonu wychodzi na ogród, a od strony kuchni na plac zabaw dla dzieci. A i sąsiadów też będzie pani miała miłych. Ten Adaś to bardzo uczynny chłopak, jeszcze się pani przekona.
Po kilku minutach rozmowy pan Laskiewicz zadzwonił po taksówkę i udał się na lotnisko. Zostałam w moim nowym mieszkaniu. Tego samego dnia dotarła reszta moich walizek. Zaczęłam się rozpakowywać czując, że teraz będzie lepiej. Dużo lepiej.
Pracę miałam załatwioną. Biuro w którym miałam zarabiać ustaliło, że pracę zacznę tydzień po dojechaniu do Szczecina. Moja rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez internet. Wszystko było załatwione. Miałam czas na zadomowienie się i zwiedzanie miasta. Ułożyłam swoje rzeczy w mieszkaniu. Spojrzałam na zegarek - 00:17... pora spać. Zmęczona opadłam na łóżko i zasnęłam.
CDN.
sobota, 12 marca 2016
Po burzy zawsze wschodzi Słońce... cz.3
Następnego dnia u spotkałam się z Kasią w jej domu. Starała się, abym przestała myśleć o tym co się stało, mimo że wiedziała, że to niemożliwe. Obejrzałyśmy film, zjadłyśmy ciastka i paluszki, szczerze pogadałyśmy, potem "rozwalałam" psychikę przyjaciółki gdy dołączyła do nas jej siostra. Ostatecznie to był całkiem niezły dzień. Potem nadszedł wieczór i wraz z nim przemyślenia "Czy ja na pewno miałam się rodzić?" "Po jaką cholerę ja w ogóle istnieję?" "Jak długo jeszcze będę raniona?"i mnóstwo innych... związanych z Darkiem.
Kolejny ranek. Kolejny dzień. Kolejny wieczór. Kolejny tydzień. Kolejny miesiąc... czas mijał nieubłaganie. Ferie minęły a z nimi zima. Jadąc busem do szkoły siadałam daleko od Darka. Bolało mnie to, ale nie pokazywałam tego. Raz usłyszałam nawet, że ma on zamiar zaprosić Jolę (z którą kiedyś chodziłam do klasy i która w gimnazjum do niego zarywała) na wesele swojej kuzynki jako osobę towarzyszącą. Nadszedł marzec, który nie oszczędzał deszczu. I w końcu przyszedł dzień taki jak wtedy... znów wybiegłam z domu żeby móc wypłakać się w samotności. Tym razem również na miejscowy stadion.. Dlaczego? Nie wiem... Nie wzięłam nawet kurtki. Siedziałam na ławce płacząc i spoglądając na strugi deszczu. Nie ukrywam, że było mi zimno. Z włosów zaczęła kapać woda. Adidasy przemokły. Ja również.
I wtedy historia zaczęła się powtarzać. Usłyszałam chlapanie wody w kałużach podczas stawiania kroków. Furtka skrzypnęła. Spojrzałam w bok. Darek zamykał bramkę. Obrócił się podszedł kilka kroków i widząc mnie zatrzymał się. Nic nie mówił. Stał jak słup soli. Nagle podbiegł jakby wyrwany z innego świata.
- Ada...
- Już sobie idę - odpowiedziałam trzęsąc się z zimna.
- Przestań. Co ty odstawiasz?!
- Mówiłam, już idę.
Zdjął swoją kurtkę, założył na mnie i objął. Zrobiło mi się trochę cieplej, ale wstałam i oddałam mu jego własność.
- Nie chcę - powiedziałam i zakaszlałam.
- Nie wygłupiaj się. Jesteś cała mokra... co się stało?
- I tak cię to nie obchodzi.
- Skończ te beznadziejne teksty- na przymus założył mi kurtkę. - Idziemy do mnie. Musisz się ogrzać.
- Nigdzie z tobą nie idę...
- Zamierzasz całe życie wmawiać sobie, że nic do mnie nie czujesz?
- Jeśli będzie trzeba...
- Nie dopuszczę do tego. Rozumiesz?
- Nie znasz mnie..
- Znam i zależy mi na tobie!
- Zależy ci na Jolce!
Opadłam na ławkę i znów się rozpłakałam. Usiadł obok i mnie objął.
- Nie masz racji.
- To dlaczego z nią idziesz na wesele?
- Nie idę z nią. Tak się składa, że idę sam. A Jolkę proponowała tylko moja sąsiadka, która jest jej ciotką. Nie wierz plotkom. A teraz chodź bo zachorujesz.
- Nigdzie nie idę!
- Słuchaj ty no! To ciebie chciałem zaprosić, ale wiedziałem, że się nie zgodzisz. Nie prawdą było też to, że nie biorę cię na serio i w ogóle...Ale proszę, przestań udawać obojętną... To nie jest ta Ada co była..Chodź..
- Nie idę.
- Ach, tak? Nie obchodzi mnie to - uśmiechnął się i podniósł się z miejsca biorąc mnie na swoje silne ramiona.
- Puść mnie! Słyszysz! Puść mnie! - krzyczałam. Zdążył już wyjść ze mną na ulicę, która była pusta i równie mokra jak stadion.
- Puść mnie! Słyszysz! Puść mnie! - krzyczałam. Zdążył już wyjść ze mną na ulicę, która była pusta i równie mokra jak stadion.
- Dobra! - postawił mnie delikatnie na ziemi. - I co teraz zamierzasz zrobić?
- Pójdę sobie, tak jak mówiłam! - przeszłam kilka kroków i zatrzymałam się. Obejrzałam się za siebie. Darek nadal stał w tym samym miejscu. Obróciłam się i poszłam w jego stronę ściągając z siebie jego kurtkę.
- Zapomniałam ci ją oddać..- powiedziałam cicho ze spuszczoną głową.
Położył mi swoją ciepłą dłoń na policzku. Uniosłam wzrok. Jego oczy patrzyły w moje. Po raz kolejny położył mi kurtkę na ramiona. Staliśmy w deszczu patrząc sobie w oczy. Jego włosy zdążyły już zmoknąć tak jak moje. W pewnej chwili jego usta dotknęły moich. Krople deszczu padały na nas ledwie odczuwalne. Poczuliśmy jak dotykają naszych policzków. Oderwaliśmy nasze usta od siebie.
- Kocham cię - usłyszałam.
- Ja ciebie też - powiedziałam i wtuliłam się w niego. Poczułam jak mnie obejmuje i usłyszałam bicie jego serca.
niedziela, 6 marca 2016
Po burzy zawsze wschodzi Słońce... cz.2
- Na co zaczekać?! Aż znowu mnie zranisz? Nic o mnie nie wiesz!
- To nie tak... Pozwól mi wyjaśnić.
- A ty mi pozwoliłeś? Bo sobie nie przypominam -odpowiedziałam nieco zajadle.
- Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Otóż nie..
- No pewnie.. Tobie nigdy nie było łatwo w uczuciach co nie? Szkoda, że moje życie nie jest tak "trudne" jak one bo było by mi dużo wygodniej! - przerwałam mu.
- Nie kłóć się! Możesz choć raz mnie wysłuchać?!
- Ty mi na to nie pozwoliłeś... Ja też nie zamierzam. Sorry, takie życie. Do zobaczenia, Darek...
Uchyliłam furtkę prowadzącą poza stadion. Przekroczyłam ją, wróciłam do domu i z wyrzutami zaczęłam myśleć o swoim zachowaniu. W końcu mówią, że każdy zasługuje na drugą szansę...ale nie! Odpędziłam te myśli. Wiem, że nie przestanę go kochać. Poza tym to uczucie wzrastało każdego dnia, ale nie chciałam mu tego pokazać. Już dostałam nauczkę - gdybym opanowała moje "maślane oczka" skierowane na niego to może teraz byłoby inaczej niż jest. Koniec emocji! Wystarczy! Nie jestem łatwą dziewczynką, ani osobą którą można sobie ot tak pomiatać!
To były pierwsze przemyślenia jakie mnie dopadły. One były dość zdeterminowane i motywowały do działania. Do wiary w to, że będzie lepiej. Potem przychodzą jednak takie chwile... kiedy zwyczajnie nie możemy wytrzymać.. nerwy puszczają... coś w nas "pęka"... dopada nas refleksja i depresja, z którą nie umiemy sobie poradzić... Taka chwila dopadła mnie też kilka godzin po spotkaniu Darka. Po prostu nie dałam rady być dłużej silna - kolejny raz zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać. Minęło kilka dni odkąd mnie odblokował, ale nie pisałam do niego. Nie miałam siły.W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. SMS od Kasi "Hej. jak się trzymasz?". Natychmiast jej odpisałam "Siemka. Jest w porządku". Wyślij... Jednak natychmiast zabrałam się za pisanie kolejnego esa "Nie! Nigdy nie było i nie jest w porządku. Moje życie nie ma sensu. Jest do bani". W odpowiedzi Kasia napisała "Wiem, że jest Ci ciężko. Wpadnij jutro. Pogadamy i będzie lepiej". Zawahałam się, ale po kilku sekundach telefony wysłał wiadomość o treści "Okej :') "
- To nie tak... Pozwól mi wyjaśnić.
- A ty mi pozwoliłeś? Bo sobie nie przypominam -odpowiedziałam nieco zajadle.
- Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Otóż nie..
- No pewnie.. Tobie nigdy nie było łatwo w uczuciach co nie? Szkoda, że moje życie nie jest tak "trudne" jak one bo było by mi dużo wygodniej! - przerwałam mu.
- Nie kłóć się! Możesz choć raz mnie wysłuchać?!
- Ty mi na to nie pozwoliłeś... Ja też nie zamierzam. Sorry, takie życie. Do zobaczenia, Darek...
Uchyliłam furtkę prowadzącą poza stadion. Przekroczyłam ją, wróciłam do domu i z wyrzutami zaczęłam myśleć o swoim zachowaniu. W końcu mówią, że każdy zasługuje na drugą szansę...ale nie! Odpędziłam te myśli. Wiem, że nie przestanę go kochać. Poza tym to uczucie wzrastało każdego dnia, ale nie chciałam mu tego pokazać. Już dostałam nauczkę - gdybym opanowała moje "maślane oczka" skierowane na niego to może teraz byłoby inaczej niż jest. Koniec emocji! Wystarczy! Nie jestem łatwą dziewczynką, ani osobą którą można sobie ot tak pomiatać!
To były pierwsze przemyślenia jakie mnie dopadły. One były dość zdeterminowane i motywowały do działania. Do wiary w to, że będzie lepiej. Potem przychodzą jednak takie chwile... kiedy zwyczajnie nie możemy wytrzymać.. nerwy puszczają... coś w nas "pęka"... dopada nas refleksja i depresja, z którą nie umiemy sobie poradzić... Taka chwila dopadła mnie też kilka godzin po spotkaniu Darka. Po prostu nie dałam rady być dłużej silna - kolejny raz zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać. Minęło kilka dni odkąd mnie odblokował, ale nie pisałam do niego. Nie miałam siły.W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. SMS od Kasi "Hej. jak się trzymasz?". Natychmiast jej odpisałam "Siemka. Jest w porządku". Wyślij... Jednak natychmiast zabrałam się za pisanie kolejnego esa "Nie! Nigdy nie było i nie jest w porządku. Moje życie nie ma sensu. Jest do bani". W odpowiedzi Kasia napisała "Wiem, że jest Ci ciężko. Wpadnij jutro. Pogadamy i będzie lepiej". Zawahałam się, ale po kilku sekundach telefony wysłał wiadomość o treści "Okej :') "
Subskrybuj:
Posty (Atom)