Siedziałam w pociągu do Szczecina wyglądając przez okno. "Teraz wszystko będzie inaczej... lepiej..."- myślałam, Każde spojrzenie w przeszłość było dla mnie bólem. W dzieciństwie - ciągłe kłótnie rodziców, gdy byłam nastolatką - rozwiedli si, a ja? Przeżyłam niezbyt szczęśliwą rozterkę miłosną. Potem znów zakochałam się bez wzajemności. Wreszcie nadszedł oczekiwany okres studiów. Ciężko pracowałam, aby móc się uczyć, bo rodzice nie mieli pieniędzy. Po wakacyjnej pracy w McDonaldzie i dorabianiu jako przewodniczka w muzeum udało mi się uzbierać pieniądze na dwa lata nauki, aż w końcu dostałam stypendium.Teraz uznałam, że pora skończyć z rozczulaniem się. Szukałam pracy jak najdalej od rodzinnego Rzeszowa i mimo, że ciężko było mi rozstawać się z ukochanym miastem, cieszyłam się że mogę wreszcie poukładać sobie życie tak, jak będzie mi się podobało.
W tej chwili usiadłam na ławce na dworcu w Szczecinie. Wszystkie przeżycia przebiegały mi przed oczami. W pewnym momencie postanowiłam - koniec z grzeczną niunią. Pora na nową mnie - pewną siebie i stanowczą. Chwyciłam rączkę walizki, która posłusznie jechała za mną na swoich małych kółkach.
Wyszłam przed dworzec i wtedy całe postanowienie wycofało się z mojej pamięci.Zrobiły na mnie wrażenie wysokie budynki to jak Szczecin przypominał wyglądem Rzeszów. Oczywiście nie w każdym calu, ale miał jakby to powiedzieć, taką podobną duszę. Podążyłam ku niedalekiej fontannie, po czym usiadłam na jej brzegu i zadzwoniłam po taksówkę. Dojechałam do bloku, w którym miałam mieszkać. Właściciel mieszkania, które miałam kupić, miał na mnie czekać w środku, następnie podpisać umowę, dostać pieniądze, a potem wyjechać do córki mieszkającej w Kanadzie.
Zadzwoniłam do drzwi i po kilku sekundach odezwał się brzęczyk sygnalizujący mi wejście. Przemierzyłam wzrokiem schody i zaczęłam się po nich wspinać. Gdy dotarłam na siódme piętro, zapukałam do mieszkania nr 54. Otworzył mi brunet, mniej-więcej w moim wieku, o czarujących czarnych oczach, w których widziałam nieskończoną głębię i z niewielkim zarostem na twarzy. Stałam nieco zahipnotyzowana, ale ocknęłam się po chwili, kiedy przemówił do mnie swoim uprzejmym, ciepłym głosem.
- Mogę pani w czymś pomóc?
- Nie... to znaczy tak. Ja w sprawie mieszkania. Ale to chyba nie z panem rozmawiałam przez telefon... jest może pana ojciec?
- Zaraz zaraz... jakiego mieszkania? Nie sprzedaję, ani nie wynajmuję żadnego mieszkania. I nie mieszkam z ojcem. Musiała się pani pomylić.
Wtedy ze środka odezwał się głos.
- Chińszczyzna przyjechała? - w drzwiach ukazała się blondwłosa dziewczyna.
- Nie. Słuchaj, ta pani pyta o mieszkanie. Nie wiesz kto sprzedaje?
- Nie... nie przypominam sobie tego. Ewentualnie jakieś trzy bloki dalej.
W ten sposób kolejny raz doznałam zawodu.
- Ouu.. to ja... tego... przepraszam... to musiała być pomyłka.
- Nie szkodzi.. Powodzenia z szukaniem - posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Co? Aa... tak... dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedział i spoglądając na mnie powoli zamknął drzwi.
Stałam przed nimi jeszcze kilka minut. Już miałam odchodzić, gdy nagle otworzyły się drzwi mieszkania nr 53, które były obok.
- Oo... to pewnie pani Wiktoria? - spytał około 60-letni mężczyzna.
- Tak. Pan Laskiewicz?
- Zapraszam do środka. Już myślałem, że pani zrezygnowała albo zbłądziła... A jak się pani podoba w Szczecinie?
- Jest naprawdę piękny - mówiłam oglądając zadbane i ładne mieszkanie.
- I nie tylko... wie pani ja jestem starszy człowiek, ale mimo to zawsze wierzyłem, że to miasto ma w sobie coś... coś niezwykłego. No cóż, ale co mam robić? Został bym tutaj, ale córka za granicą, a moje stare kości już nie radzą sobie ze wszystkim tak jak dawniej. Przyjechałaby, ale w Toronto ma męża, dzieci i pracę. Ja to nawet lubię podróżować... Zamieszkam u niej, bo już to ustaliliśmy. Wnuki będą miały stałą opiekę, a i ja doznam jakiejś rozrywki. To jak? Podpisujemy umowę?
- Oczywiście. Kwota jest uzgodniona, prawda?- spytałam patrząc na bagaże pana Laskiewicza stojące w salonie.
- Tak. Proszę tu podpisać.... O właśnie. Dziękuję, miło się z panią robi interesy.
- Z panem również, dziękuję.
- Jak pani widzi mieszkanie jest gotowe do zagospodarowania. widok z balkonu wychodzi na ogród, a od strony kuchni na plac zabaw dla dzieci. A i sąsiadów też będzie pani miała miłych. Ten Adaś to bardzo uczynny chłopak, jeszcze się pani przekona.
Po kilku minutach rozmowy pan Laskiewicz zadzwonił po taksówkę i udał się na lotnisko. Zostałam w moim nowym mieszkaniu. Tego samego dnia dotarła reszta moich walizek. Zaczęłam się rozpakowywać czując, że teraz będzie lepiej. Dużo lepiej.
Pracę miałam załatwioną. Biuro w którym miałam zarabiać ustaliło, że pracę zacznę tydzień po dojechaniu do Szczecina. Moja rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez internet. Wszystko było załatwione. Miałam czas na zadomowienie się i zwiedzanie miasta. Ułożyłam swoje rzeczy w mieszkaniu. Spojrzałam na zegarek - 00:17... pora spać. Zmęczona opadłam na łóżko i zasnęłam.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz