Czułam się jak osoba z listy poszukiwanych przez policję. Najbardziej liczył się czas. Andrzej dał mi chwilę żeby się przebrać, on w tym czasie miał podjechać autem pod szpital. Moja sala była na parterze więc z wyjściem przez okno nie było problemu. Wskoczyłam piorunem na miejsce pasażera i zapięłam pas. Usłyszeliśmy warkot silnika i po chwili znaleźliśmy się na jezdni.
- Na której ulicy mieszkasz? - spytał.
- Yy... Momencik.. - wyjęłam komórkę i wystukałam numer.- Elka?... Tak, wiem.....Tak... No wiem... No tak...Skończ paplać mam ważniejszą sprawę!... Na jakiej ulicy jest nasz hotel?... Tak to jest ta sprawa....Super, dzięki, do potem... No wiem... tak... Tak, wszystko pamiętam muszę kończyć, zrozum! - przycisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Siostra?
- Gorzej, przyjaciółka - zaśmiałam się.
- A jak będzie foch?
- Jedź na pierwszego maja - urwałam, na co on niemal nie udusił się z powstrzymanego śmiechu.
Dojechaliśmy na miejsce.
- Może Ci pomogę?
- Już i tak dużo mi pomogłeś, dzięki.
- Wezmę Ci torebkę.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Mimo wszystko wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi, po czym odprowadził pod hotel. Obok wejścia stały ogromne donice z kwiatami. Dlaczego wcześniej ich nie zauważyłam..? Stanęliśmy obok drzwi. Andrzej sięgnął do donicy i zerwanego kwiatka włożył mi za ucho.
- Do zobaczenia - powiedział i dał mi buziaka w policzek.
Patrzyłam jak wsiada do samochodu, macha i odjeżdża.
- Do zobaczenia - szepnęłam gdy już go nie było.
Ledwo weszłam do holu, a od strony schodów wyszła do mnie Ela, Fabian i Dawid.
- Ładnie ci tak - stwierdził Fabian poprawiając mi bratka za uchem.
- Idziemy na basen, idziesz z nami...O MATKO BOSKA! Coś ty w rękę zrobiła?!?!!?
- Poparzenie. Przypadkowe...
- Byłaś z tym na izbie?
- Jasne, to oczywiste.
Elka popatrzyła na mnie niepewnie.
- Może zamiast na basen pójdziemy na pizzę, co? - zaproponował Fabian.
- Nie, idźcie na basen, poczekam w pokoju...
- Fabian ma świetny pomysł - poparli go Dawid i Ela. - Chodź z nami, Miśka, będzie fajnie.
- Nie chcę, poza tym jestem na diecie.
- Jesteś już szczupła, chodź, proszę - namawiała mnie przyjaciółka.
Dla świętego spokoju się zgodziłam, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. W pizzerii czułam się jakbym przebywała w jakimś odległym świecie. Wydawało mi się, że ktoś mi odebrał część mnie.
- Michasia? Halo? Dobrze się czujesz? Idziemy już - głos Fabiana wyrwał mnie z transu.
Po powrocie do pokojów chłopaki poszli do swoich, żeby móc zacząć trening przed meczem. Leżąc na łóżku i tuląc poduszkę wysłuchiwałam gadania Elki przygotowującej się na mecz. Byłam zmęczona.
- ... Czy ty mnie słuchasz? - stanęła przede mną.
- Co? Tak... Nie. Przepraszam.
- Co ci jest? - usiadła i spojrzała na mnie z powagą.
- Nic, głowa mnie boli...
- Akurat! Klasyczna wymówka. Ciągle siedzisz w swoich myślach.
- Wcale, że nie. Serio boli mnie głowa - trzymałam się swojego kłamstwa.
- Niech ci będzie... Weź tabletki i chodź. Niedługo mecz.
Podniosłam się cudem z łóżka i powlekłam się do walizki żeby znaleźć koszulkę kibica i pozostałe rzeczy. Po kilku minutach byłam gotowa. Taksówka zawiozła nas na Halę "Energia", gdzie miał się odbyć mecz. Zajęłyśmy swoje miejsca.
- Idę do łazienki - stwierdziłam.
- Co? Teraz? Zaraz zacznie się mecz...
- Za moment wrócę, nawet nie zauważysz, że mnie nie było.
Idąc korytarzem z powrotem na trybuny mijałam szatnie i inne pomieszczenia. Na ławce tuż obok wejścia na salę siedział nie kto inny jak Andrzej. Chyba nawet nie zauważył, że jestem w pobliżu, bo nie udało mu się ukryć zdziwienia na mój widok.
- Oo.. Cześć, nie widziałem cię. Jak ręka?
- Hej, całkiem dobrze.. już nawet nie piecze... coś się stało?
- Nie... tylko nerwy. Jak zawsze przed meczem - uśmiechnął się do mnie, po czym oparł się o ścianę, spuścił wzrok i zaczął "bawić się" palcami.
- Ej, bez przesady, grałeś w tylu meczach...
- I za każdym razem tak samo - przerwał mi - strach przed zawiedzeniem rodziny, fanów, reszty klubu i samego siebie...
- Rozumiem...wiesz? Ja mam tak samo jeśli chodzi o powrót do Suwałk... boję się tych wspomnień i wszystkiego co może mnie tam spotkać. Dlatego nie chcę tam wracać. Ale muszę... niestety...
- Dlaczego?
- ... Nie wiem. Może zwyczajnie nie umiem zacząć od nowa w innym miejscu. Boję się. Boję się przyszłości.
Milczeliśmy kilka chwil.
- Nie bój się. Wiem, że to może być trudne, ale może być też zmianą na lepsze. Jeśli nie chcesz wracać, nie rób tego.
Zobaczyłam w nim wtedy człowieka innego niż wszyscy. To było dziwne, ale cząstkę siebie którą straciłam oddałam jemu. Nie wiedząc czemu przytuliłam się do niego, a on objął mnie ręką. Usłyszałam bicie jego serca a potem głos komentatora zapraszającego na początek meczu. Odeszłam na trybuny po raz kolejny czując tą pustkę w sobie.
(CDN)
Write Stories Of Dreams...
Opowiadania i nie tylko...
wtorek, 2 sierpnia 2016
poniedziałek, 11 lipca 2016
Info For You
Kochani!
Dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia - jest ich z dnia na dzień coraz więcej. Aktualnie spędzam czas u rodziny, więc przez najbliższy czas nie będzie postów. Życzę wszystkim wspaniałych wakacji
Wracam niedługo z weną i świeżymi pomysłami
Pozdro
- P. Inna
Dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia - jest ich z dnia na dzień coraz więcej. Aktualnie spędzam czas u rodziny, więc przez najbliższy czas nie będzie postów. Życzę wszystkim wspaniałych wakacji
Wracam niedługo z weną i świeżymi pomysłami
Pozdro
- P. Inna
niedziela, 26 czerwca 2016
Przypadkowa Miłość (cz.3)
Czułam jak wrzątek wżera mi się w skórę. W pewnym momencie zdawało mi się, że świat utonął we mgle. Walczyłam z tym. Czułam jak samochód się zatrzymuje. Ktoś bierze mnie na ręce. Widziałam kontury postaci rysujące się przede mną i biegającymi wokół. W pewnym momencie wszystko pogrążyło się w ciemności. Minęło kilka sekund. Wyrwałam się z tego stanu. Słyszałam pikanie. Powoli otworzyłam oczy. Stała obok mnie pielęgniarka.
- Och, obudziła się pani - powiedziała i zabrała się za spisywanie czegoś w notatniku.
Spojrzałam na swoją rękę. Cała jej część od łokcia do nadgarstka była zawinięta w bandaż.
- Czemu tutaj leżę? - spytałam nieco otumaniona.
- Ma pani oparzenie 2 stopnia. Ten pan, który siedzi na korytarzu przez przypadek wylał na panią wrzącą kawę. Musi pani zostać kilka dni na obserwacji, z powodu stracenia przytomności, bo jest to niebezpieczne przy oparzeniu.
- Kilka dni na obserwacji?! Pani żartuje?! Mieszkam w Suwałkach, Nie mam nikogo w tej części kraju i do tego nie zamierzam zostawać tutaj dłużej niż planowałam.
- Na ten temat powinna pani rozmawiać z lekarzem a nie ze mną - skończyła stanowczo i wyszła, niosąc ze sobą notatki.
"Wredna baba..."- pomyślałam. Podniosłam się i usiadłam na skraju łóżka. Spojrzałam na zegarek. 14.17... Trochę późno, muszę coś wykombinować, bo nie zobaczę meczu. Przypomniało mi się o facecie, który oparzył mnie kawą. Może skoro mnie tu wpakował to może teraz pomoże mi stąd uciec? Desperata ze mnie... Ale spróbować warto. Wstałam i nerwowo podeszłam do drzwi. Na krześle obok futryny siedział ten mężczyzna. spoglądał właśnie w stronę przeciwną do moich drzwi, co dało mi chwilę do zastanowienia. Może jedna powinnam się wycofać? Cofnęłam się krok do tyłu i... potknęłam się o kosz na śmieci. Ręka mnie zapiekła, ale nie dawałam za wygraną. Niestety słysząc mój upadek, facet zerwał się z siedzenia i wpadł do mojego pokoju. Widok mnie wśród papierów i zużytych gumowych rękawiczek które wypadły z kosza, musiał na pewno być warty zrobienia zdjęcia. A jednak nie - mężczyzna podszedł, pomógł mi wstać i usiąść na łóżko, po czym usiadł obok mnie. Wreszcie mogłam mu się lepiej przypatrzeć. Po raz kolejny odebrało mi dech w piersiach.
- Przepraszam za to co się stało. Po prostu nieco rozkojarzony wyszedłem z tej kawiarni i akurat wpadłem na panią - z jego oczu odczytałam zmieszanie i niepewność. Kto by pomyślał...
- Na szczęście nic się nie stało - spojrzał na moją rękę - no.. prawie nic - uśmiechnęłam się.
- Co panią tu przyciągnęło? - spytał, bo widocznie zdążył już zauważyć moje dane leżące na półce nocnej.
- Przyjechałam z kumpelą na wasz mecz z Resovią - na twarzy Andrzeja Wrony pojawiło się zadowolenie.
- Kibicki Skry?
- Eeee... no...bardziej Asseco - wydukałam.
- Wiedziałem. Ale to nie przeszkadza temu, żebyśmy przeszli na "ty"? Andrzej.
- Michalina - chciałam podać mu rękę, ale przypomniało mi się, że jest w bandażu. Zrozumiał o co mi chodzi i zaśmiał się.
- Może dopiero gdy poparzenie minie. A swoją drogą Michasia brzmi ładniej...
Poczułam, że się rumienię, ale nagle dopadła mnie determinacja.
- Muszę się stąd wyrwać - powiedziałam, choć bardziej do siebie, niż do niego.
- A obserwacje?
- Co z tego?! A mecz?
- Słusznie - w jego głosie odczułam nutę sarkazmu. Spoglądał na mnie jakby z wyrzutami.
- No nie patrz tak na mnie! Obiecuję, że jak wrócę do Suwałk to pójdę na te zakichane obserwacje, ale teraz muszę zobaczyć mecz...I o ile się nie mylę, ty też powinieneś na nim być, chyba, że poradzą sobie bez środkowego.
Namyślił się, po czym powiedział:
- Zgoda, pomogę ci, ale zaraz po przyjeździe do domu idziesz do szpitala - kiwnęłam głową żałośnie spoglądając w sufit. - OK, a teraz bierz rzeczy i wychodzimy - rzucił do mnie i wyciągnął z kieszeni kluczyki do samochodu.
C.D.N.
- Och, obudziła się pani - powiedziała i zabrała się za spisywanie czegoś w notatniku.
Spojrzałam na swoją rękę. Cała jej część od łokcia do nadgarstka była zawinięta w bandaż.
- Czemu tutaj leżę? - spytałam nieco otumaniona.
- Ma pani oparzenie 2 stopnia. Ten pan, który siedzi na korytarzu przez przypadek wylał na panią wrzącą kawę. Musi pani zostać kilka dni na obserwacji, z powodu stracenia przytomności, bo jest to niebezpieczne przy oparzeniu.
- Kilka dni na obserwacji?! Pani żartuje?! Mieszkam w Suwałkach, Nie mam nikogo w tej części kraju i do tego nie zamierzam zostawać tutaj dłużej niż planowałam.
- Na ten temat powinna pani rozmawiać z lekarzem a nie ze mną - skończyła stanowczo i wyszła, niosąc ze sobą notatki.
"Wredna baba..."- pomyślałam. Podniosłam się i usiadłam na skraju łóżka. Spojrzałam na zegarek. 14.17... Trochę późno, muszę coś wykombinować, bo nie zobaczę meczu. Przypomniało mi się o facecie, który oparzył mnie kawą. Może skoro mnie tu wpakował to może teraz pomoże mi stąd uciec? Desperata ze mnie... Ale spróbować warto. Wstałam i nerwowo podeszłam do drzwi. Na krześle obok futryny siedział ten mężczyzna. spoglądał właśnie w stronę przeciwną do moich drzwi, co dało mi chwilę do zastanowienia. Może jedna powinnam się wycofać? Cofnęłam się krok do tyłu i... potknęłam się o kosz na śmieci. Ręka mnie zapiekła, ale nie dawałam za wygraną. Niestety słysząc mój upadek, facet zerwał się z siedzenia i wpadł do mojego pokoju. Widok mnie wśród papierów i zużytych gumowych rękawiczek które wypadły z kosza, musiał na pewno być warty zrobienia zdjęcia. A jednak nie - mężczyzna podszedł, pomógł mi wstać i usiąść na łóżko, po czym usiadł obok mnie. Wreszcie mogłam mu się lepiej przypatrzeć. Po raz kolejny odebrało mi dech w piersiach.
- Przepraszam za to co się stało. Po prostu nieco rozkojarzony wyszedłem z tej kawiarni i akurat wpadłem na panią - z jego oczu odczytałam zmieszanie i niepewność. Kto by pomyślał...
- Na szczęście nic się nie stało - spojrzał na moją rękę - no.. prawie nic - uśmiechnęłam się.
- Co panią tu przyciągnęło? - spytał, bo widocznie zdążył już zauważyć moje dane leżące na półce nocnej.
- Przyjechałam z kumpelą na wasz mecz z Resovią - na twarzy Andrzeja Wrony pojawiło się zadowolenie.
- Kibicki Skry?
- Eeee... no...bardziej Asseco - wydukałam.
- Wiedziałem. Ale to nie przeszkadza temu, żebyśmy przeszli na "ty"? Andrzej.
- Michalina - chciałam podać mu rękę, ale przypomniało mi się, że jest w bandażu. Zrozumiał o co mi chodzi i zaśmiał się.
- Może dopiero gdy poparzenie minie. A swoją drogą Michasia brzmi ładniej...
Poczułam, że się rumienię, ale nagle dopadła mnie determinacja.
- Muszę się stąd wyrwać - powiedziałam, choć bardziej do siebie, niż do niego.
- A obserwacje?
- Co z tego?! A mecz?
- Słusznie - w jego głosie odczułam nutę sarkazmu. Spoglądał na mnie jakby z wyrzutami.
- No nie patrz tak na mnie! Obiecuję, że jak wrócę do Suwałk to pójdę na te zakichane obserwacje, ale teraz muszę zobaczyć mecz...I o ile się nie mylę, ty też powinieneś na nim być, chyba, że poradzą sobie bez środkowego.
Namyślił się, po czym powiedział:
- Zgoda, pomogę ci, ale zaraz po przyjeździe do domu idziesz do szpitala - kiwnęłam głową żałośnie spoglądając w sufit. - OK, a teraz bierz rzeczy i wychodzimy - rzucił do mnie i wyciągnął z kieszeni kluczyki do samochodu.
C.D.N.
czwartek, 9 czerwca 2016
Przypadkowa Miłość (cz.2)
- Nie... Nie, nie, nie! - zaczęłam walić pięścią w kierownicę.
Poczułam bezsilność. byłyśmy jakieś 400 km od domu, na jakiejś drodze, przy której rozciągały się pola. Wieczór był chłodny, chociaż pogodny. Nie było księżyca, za to niebo rozjaśniały tysiące gwiazd. Oparłam głowę o kierownicę.
- Ej... wszystko będzie dobrze... heh... co nie? - spytała zmieszana Elka.
- Nie. To koniec. Nie dotrzemy na mecz. Nie zwiedzimy Bełchatowa. Wrócimy pewnie do domu autostopem albo pieszo i będzie na tyle... - spojrzałam w lusterko, w którym błysnęło światło. Uznałam je za promień nadziei. - Patrz! - odwróciłam się, aby spojrzeć w tylną szybę. - Jest nadzieja!
Ela po chwilowym entuzjazmie pobladła.
- Co jest?
- Powiedz mi, kto przy zdrowych zmysłach jeździ wiejską drogą na skróty o - sprawdziła zegarek - 21:27?
Zrobiło mi się niedobrze. Miała rację - kto normalny byłby w nocy na takim odludziu? Zbieg z więzienia? Szaleniec z piłą motorową? Bandyta rabujący banki? Seryjny morderca? Ręce zaczęły mi się pocić. Samochód zbliżał się ku nam. Nie... nie samochód... czyżby...
- Autobus? - zdziwiła się Elka.
- Może jakaś wycieczka? - odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z pojazdu.
Bus zwolnił, aż w końcu zatrzymał się przy naszym aucie. Wysiedli z niego dwaj wysocy mężczyźni. Światło reflektorów oświetliło ich twarze. Uchyliłam szybę. Nie mogłam uwierzyć...
- Coś się stało? - spytał jeden, a ja rozpoznałam w nim od razu Dawida Dryję.
- Samochód stanął nam w środku drogi.
- Przykre. Z daleka jedziecie? - spytał drugi, Fabian Drzyzga.
- Suwałki.
- Uuu trochę jechałyście. A dokąd to tak?
- Do Bełchatowa. Chciałyśmy dotrzeć na wasz mecz ze Skrą.
- Może chcecie się rzucić z nami ? Mamy po drodzę, też tam jedziemy - uśmiechnął się Drzyzga. Popatrzyłam na Elę.
- Jasne - odwzajemniłam uśmiech. W brzuchu miałam motylki.
Fabian i Dawid wzięli od nas bagaże i podpięli nasze auto do autobusu liną holowniczą. W środku siedzieli sobie wszyscy siatkarze Resovii.
- Mamy dzisiaj pasażerów na gapę - zawołał Dryja do reszty, która powitała nas zbiorowym "cześć".
- Michasia i Ela będę nam nie tyle towarzyszyć, co kibicować... mam nadzieję - powiedział Fabian ponownie się do mnie uśmiechając. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Potem bus ruszył, więc nieco zakłopotana zajęłam miejsce obok Elki. Chyba zasnęłam, bo nie pamiętam nic dalej. Rano obudziłam się w pokoju hotelowym.
Podniosłam się z łóżka i zobaczyłam Elkę siedzącą przy laptopie jak gdyby nigdy nic. Czy to wszystko na serio się zdarzyło?
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
- W pokoju, nie widzisz? - odpowiedziała obojętnym tonem.
- Nie o to mi chodzi...
- W hotelu - znów nie przywiązała większej wagi do mówionych słów. Tak jakby uważała odpowiedzi za oczywiste. Miałam dość. Wstałam, usiadłam na jej łóżku stojącym po drugiej stronie pomieszczenia i przypatrując się przez chwilę jak jej palce przesuwają się po klawiaturze, zamknęłam komputer. - Zwariowałaś? - usłyszałam.
- Mogę wiedzieć co my tutaj robimy?
- Czekamy na mecz Skra - Resovia, który będzie wieczorem.
- O Boże.. czyli to na serio...
- Szkoda, że wczoraj zasnęłaś - przerwała mi. - Jak się okazało Nowakowski gra na gitarze i całą drogę śpiewaliśmy. Ten kierowca to chyba miał już dość bo jego mina była bezcenna.
Telefon Eli zabrzęczał, a ona chwyciła go w mgnieniu oka i odczytała sms-a. Siedziałyśmy chwilkę w ciszy.
- A skąd ja się wzięłam tutaj? W sensie w tym pokoju.
- Fabian cię przyniósł. Chyba wpadłaś mu w oko - zachichotała nadal klikając w telefonie. - Ogółem to oni są spoko. I uznali że zapłacą nam za hotel, bo i tak długo jechałyśmy. Nie chciałam tego, ale się uparli.
Kolejne brzęczenia. Kolejny śmiech. Kolejne klikanie.
- Co masz tam takie ważne? - przewróciłam wzrokiem.
- Nic...
Wyrwałam jej smartfona i odczytałam kilka ostatnich wiadomości. Jako przyjaciółka miałam do tego prawo... przynajmniej moim zdaniem.
Dawid "Miło, że będziecie na meczu"
Ela "Miło że w ogóle możemy na nim być. A swoją drogą, może dasz się zaprosić na shake'a w ramach rekompensaty?"
Dawid "Z Tobą? Pewnie :)"
Ela "Cieszę się :)"
Dawid "Ja bardziej :)"
Ela "Nie prawda :) To jak? dziś po meczu w barze przy rynku?"
Dawid "Jasne :) Tęsknię, do zobaczenia :*"
- Co to ma być? - zdziwiłam się.
- Oddawaj - wyrwała mi telefon. Kliknęła jeszcze jednego sms-a i odłożyła komórkę na stolik.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Tylko się umówiłam na shake'a...
- Z...?
- Dawidem Dryją...
- Elka, powariowałaś?! On jest siatkarzem, do tego z Resovii...
- I co z tego? Poczuliśmy coś do siebie... Miałam zamiar kibicować Skrze, ale Dawid jest z Asseco, więc zmieniłam ulubiony klub i...
- Nie zmieniaj tematu. Fanki cię zabiją ja was razem zobaczą. Poza tym związki na odległość nie mają sensu.
- Nie masz racji...
- Mam i dobrze o tym wiem - zdenerwowałam się.
- Weź się lepiej przebierz, zjedz śniadanie, a mnie i moje sms-y zostaw w spokoju! - miałam wrażenie, że zaraz czymś we mnie rzuci, o ile ja nie zrobię tego pierwsza.
Spojrzałam jednak w lusterko i zauważyłam, że Elka miała rację. Miałam na sobie dres z poprzedniego dnia, rozmazany makijaż i rozczochrane włosy. Jakby tego było mało, burczało mi w brzuchu. Na zegarze dochodziła 10.00. Sięgnęłam do walizki po nowe ubranie i ręcznik i weszłam do łazienki. Po około 30 minutach wyszłam stamtąd jak nowo narodzona. Nie miałam już pretensji do Eli, zwłaszcza, że było widać, że jej na nim zależy. To dziwne, ale nie widziałam w niej czegoś typu "psycho-fanka" ale zwykłą, zakochaną dziewczynę.
Wiedziałam, że raczej nie zdążę już na śniadanie, ale skoro obiad miał być dopiero o 14:00 postanowiłam wyjść na miasto i tam coś zjeść. Weszłam do pierwszego spożywczaka jaki wpadł mi w oczy i kupiłam sok i drożdżówkę. Usiadłam na ławce i po skończonym śniadaniu chciałam wrócić do hotelu. Ledwie uszłam kilka kroków, a w mojej torebce zaczął zdzwonić telefon.
- Super... - pomyślałam ironicznie i zaczęłam poszukiwania komórki pod stertą kosmetyków, dokumentów i innych bibelotów. Sygnał się urwał w momencie kiedy wyciągnęłam telefon. Gdy okazało się, że to Elka, chciałam oddzwonić, ale w tej chwili wpadł we mnie facet niosący kubek z gorącą kawą. Telefon odruchowo wypadł mi ze sparzonej ręki. Zasyczałam z bólu.
- Nic się pani nie stało?! Przepraszam, zagapiłem się, to był przypadek - mówił mężczyzna.
Trzymałam się za piekącą dłoń. Ledwie uniosłam wzrok, żeby popatrzeć na winowajcę. Słońce raziło mnie więc nie dałam rady zobaczyć rysów jego twarzy. Opuściłam głowę, a on schylił się ku mnie ponownie pytając, czy wszystko w porządku, po czym kazał mi wsiadać do swojego samochodu i jechać z nim na pogotowie.
Poczułam bezsilność. byłyśmy jakieś 400 km od domu, na jakiejś drodze, przy której rozciągały się pola. Wieczór był chłodny, chociaż pogodny. Nie było księżyca, za to niebo rozjaśniały tysiące gwiazd. Oparłam głowę o kierownicę.
- Ej... wszystko będzie dobrze... heh... co nie? - spytała zmieszana Elka.
- Nie. To koniec. Nie dotrzemy na mecz. Nie zwiedzimy Bełchatowa. Wrócimy pewnie do domu autostopem albo pieszo i będzie na tyle... - spojrzałam w lusterko, w którym błysnęło światło. Uznałam je za promień nadziei. - Patrz! - odwróciłam się, aby spojrzeć w tylną szybę. - Jest nadzieja!
Ela po chwilowym entuzjazmie pobladła.
- Co jest?
- Powiedz mi, kto przy zdrowych zmysłach jeździ wiejską drogą na skróty o - sprawdziła zegarek - 21:27?
Zrobiło mi się niedobrze. Miała rację - kto normalny byłby w nocy na takim odludziu? Zbieg z więzienia? Szaleniec z piłą motorową? Bandyta rabujący banki? Seryjny morderca? Ręce zaczęły mi się pocić. Samochód zbliżał się ku nam. Nie... nie samochód... czyżby...
- Autobus? - zdziwiła się Elka.
- Może jakaś wycieczka? - odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z pojazdu.
Bus zwolnił, aż w końcu zatrzymał się przy naszym aucie. Wysiedli z niego dwaj wysocy mężczyźni. Światło reflektorów oświetliło ich twarze. Uchyliłam szybę. Nie mogłam uwierzyć...
- Coś się stało? - spytał jeden, a ja rozpoznałam w nim od razu Dawida Dryję.
- Samochód stanął nam w środku drogi.
- Przykre. Z daleka jedziecie? - spytał drugi, Fabian Drzyzga.
- Suwałki.
- Uuu trochę jechałyście. A dokąd to tak?
- Do Bełchatowa. Chciałyśmy dotrzeć na wasz mecz ze Skrą.
- Może chcecie się rzucić z nami ? Mamy po drodzę, też tam jedziemy - uśmiechnął się Drzyzga. Popatrzyłam na Elę.
- Jasne - odwzajemniłam uśmiech. W brzuchu miałam motylki.
Fabian i Dawid wzięli od nas bagaże i podpięli nasze auto do autobusu liną holowniczą. W środku siedzieli sobie wszyscy siatkarze Resovii.
- Mamy dzisiaj pasażerów na gapę - zawołał Dryja do reszty, która powitała nas zbiorowym "cześć".
- Michasia i Ela będę nam nie tyle towarzyszyć, co kibicować... mam nadzieję - powiedział Fabian ponownie się do mnie uśmiechając. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Potem bus ruszył, więc nieco zakłopotana zajęłam miejsce obok Elki. Chyba zasnęłam, bo nie pamiętam nic dalej. Rano obudziłam się w pokoju hotelowym.
Podniosłam się z łóżka i zobaczyłam Elkę siedzącą przy laptopie jak gdyby nigdy nic. Czy to wszystko na serio się zdarzyło?
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
- W pokoju, nie widzisz? - odpowiedziała obojętnym tonem.
- Nie o to mi chodzi...
- W hotelu - znów nie przywiązała większej wagi do mówionych słów. Tak jakby uważała odpowiedzi za oczywiste. Miałam dość. Wstałam, usiadłam na jej łóżku stojącym po drugiej stronie pomieszczenia i przypatrując się przez chwilę jak jej palce przesuwają się po klawiaturze, zamknęłam komputer. - Zwariowałaś? - usłyszałam.
- Mogę wiedzieć co my tutaj robimy?
- Czekamy na mecz Skra - Resovia, który będzie wieczorem.
- O Boże.. czyli to na serio...
- Szkoda, że wczoraj zasnęłaś - przerwała mi. - Jak się okazało Nowakowski gra na gitarze i całą drogę śpiewaliśmy. Ten kierowca to chyba miał już dość bo jego mina była bezcenna.
Telefon Eli zabrzęczał, a ona chwyciła go w mgnieniu oka i odczytała sms-a. Siedziałyśmy chwilkę w ciszy.
- A skąd ja się wzięłam tutaj? W sensie w tym pokoju.
- Fabian cię przyniósł. Chyba wpadłaś mu w oko - zachichotała nadal klikając w telefonie. - Ogółem to oni są spoko. I uznali że zapłacą nam za hotel, bo i tak długo jechałyśmy. Nie chciałam tego, ale się uparli.
Kolejne brzęczenia. Kolejny śmiech. Kolejne klikanie.
- Co masz tam takie ważne? - przewróciłam wzrokiem.
- Nic...
Wyrwałam jej smartfona i odczytałam kilka ostatnich wiadomości. Jako przyjaciółka miałam do tego prawo... przynajmniej moim zdaniem.
Dawid "Miło, że będziecie na meczu"
Ela "Miło że w ogóle możemy na nim być. A swoją drogą, może dasz się zaprosić na shake'a w ramach rekompensaty?"
Dawid "Z Tobą? Pewnie :)"
Ela "Cieszę się :)"
Dawid "Ja bardziej :)"
Ela "Nie prawda :) To jak? dziś po meczu w barze przy rynku?"
Dawid "Jasne :) Tęsknię, do zobaczenia :*"
- Co to ma być? - zdziwiłam się.
- Oddawaj - wyrwała mi telefon. Kliknęła jeszcze jednego sms-a i odłożyła komórkę na stolik.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Tylko się umówiłam na shake'a...
- Z...?
- Dawidem Dryją...
- Elka, powariowałaś?! On jest siatkarzem, do tego z Resovii...
- I co z tego? Poczuliśmy coś do siebie... Miałam zamiar kibicować Skrze, ale Dawid jest z Asseco, więc zmieniłam ulubiony klub i...
- Nie zmieniaj tematu. Fanki cię zabiją ja was razem zobaczą. Poza tym związki na odległość nie mają sensu.
- Nie masz racji...
- Mam i dobrze o tym wiem - zdenerwowałam się.
- Weź się lepiej przebierz, zjedz śniadanie, a mnie i moje sms-y zostaw w spokoju! - miałam wrażenie, że zaraz czymś we mnie rzuci, o ile ja nie zrobię tego pierwsza.
Spojrzałam jednak w lusterko i zauważyłam, że Elka miała rację. Miałam na sobie dres z poprzedniego dnia, rozmazany makijaż i rozczochrane włosy. Jakby tego było mało, burczało mi w brzuchu. Na zegarze dochodziła 10.00. Sięgnęłam do walizki po nowe ubranie i ręcznik i weszłam do łazienki. Po około 30 minutach wyszłam stamtąd jak nowo narodzona. Nie miałam już pretensji do Eli, zwłaszcza, że było widać, że jej na nim zależy. To dziwne, ale nie widziałam w niej czegoś typu "psycho-fanka" ale zwykłą, zakochaną dziewczynę.
Wiedziałam, że raczej nie zdążę już na śniadanie, ale skoro obiad miał być dopiero o 14:00 postanowiłam wyjść na miasto i tam coś zjeść. Weszłam do pierwszego spożywczaka jaki wpadł mi w oczy i kupiłam sok i drożdżówkę. Usiadłam na ławce i po skończonym śniadaniu chciałam wrócić do hotelu. Ledwie uszłam kilka kroków, a w mojej torebce zaczął zdzwonić telefon.
- Super... - pomyślałam ironicznie i zaczęłam poszukiwania komórki pod stertą kosmetyków, dokumentów i innych bibelotów. Sygnał się urwał w momencie kiedy wyciągnęłam telefon. Gdy okazało się, że to Elka, chciałam oddzwonić, ale w tej chwili wpadł we mnie facet niosący kubek z gorącą kawą. Telefon odruchowo wypadł mi ze sparzonej ręki. Zasyczałam z bólu.
- Nic się pani nie stało?! Przepraszam, zagapiłem się, to był przypadek - mówił mężczyzna.
Trzymałam się za piekącą dłoń. Ledwie uniosłam wzrok, żeby popatrzeć na winowajcę. Słońce raziło mnie więc nie dałam rady zobaczyć rysów jego twarzy. Opuściłam głowę, a on schylił się ku mnie ponownie pytając, czy wszystko w porządku, po czym kazał mi wsiadać do swojego samochodu i jechać z nim na pogotowie.
wtorek, 17 maja 2016
LBA
Z pewnością słyszeliście już o Libester Blog Awards, więc nie będę Wam podawać definicji. Dla niekumatych - chodzi w tym o odpowiedzenie na pytania zadane przez autora innego bloga, który Cię nominował.
No, więc tak:
Nominowała mnie Michalina z bloga Moje i Tylko Wasze
Oto jej pytania i moje odpowiedzi:
Co Was inspiruje do pisania bloga???
Cóż, trudno to wyjaśnić. Myślę, że inspiracją może być wszystko wokół nas. Ja np. zaczęłam opowiadaniami wyrzucać z siebie to co czuję i przyznam, że przynosi mi to ulgę.
Jaka jest Wasza ulubiona piosenka???Ooo... to pytanie jest niemal nie do przebrnięcia... Ale odkąd pamiętam kochałam rocka, a kilka miesięcy temu zakochałam się w muzyce zespołu 5 Second Of Summer. Obecnie uwielbiam piosenkę Jet Black Heart
Wolicie być samemu czy wolicie towarzystwo fałszywych przyjaciół??? W tym przypadku zdecydowanie wolę być sama. Mieć prawdziwych przyjaciół to skarb, o fałszywych nie warto walczyć...
Gdybyście mieli jakąś magiczną moc co by to było i dlaczego???Hmm.. zawsze chciałam latać. Chciałabym poczuć jak to jest nie mieć niczego pod stopami, być między chmurami i móc choć na chwilę zapomnieć o całym świecie... zanurzyć się w marzeniach... Nie licząc latania chciałabym stawać się niewidzialna lub czytać w myślach, ale te dwie nadprzyrodzone zdolności schodzą na nieco dalszy plan.
Jaki jest Wasz ulubiony superbohater???Eee... w sensie ktoś kogo można brać za wzór? Bo tak się składa, że nie czytam komiksów ani nie oglądam rzeczy tego typu. Osobiście uważam, że powinniśmy być sami sobie wzorem. Stawiać sobie nowe wyzwania i cele, dążyć do nich i pracować na swoje szczęście. Tylko wtedy będziemy mieć z tego satysfakcję, oczywiście przy wsparciu osób, które kochamy.
Jaki tytuł nosi Wasza ulubiona książka???Z ulubionymi książkami też mam problem, bo kocham czytać. Ostatnio czytam "Złodziejkę Książek" Markusa Zusaka i twierdzę, że ta książka jest boska. Tak samo jak seria "Córki Księżyca" Lynne Ewing. Ogółem lubię książki, więc nie mam konkretnej odpowiedzi na to pytanie.
Jakie jest Wasze motto życiowe???"Carpe Diem! - Chwytaj Dzień!". Nie mamy szansy czegoś przeżyć dwa razy tak samo więc musimy korzystać z okazji żeby móc przeżyć każdą chwilę jak najlepiej.
Co myślicie na temat różnicy wieku w miłości??? Myślę, że miłość nie zna wieku, ale równocześnie uważam, że zbyt duża różnica jest często niekorzystna, bo dwie strony ciągle się nie zgadzają... Wystarczy porównać np sposób myślenia 20 latka i 30 lata.. różnice powyżej 7 lat nie wróżą zazwyczaj nic dobrego, ale jeśli chodzi o te poniżej 7 to nie jest to raczej nic złego.
Co jest dla Was ważne w chwili gdy patrzycie na kogoś po raz pierwszy??? Twierdzę, że ważną sprawą jest zachowanie i tego typu rzeczy. Normalny człowiek nie jest chamski, dba o siebie (nie przesadnie, bo to już jest egoizm) i potrafi być szczery. Spójrzmy prawdzie w oczy - takich ludzi jest mało.
A teraz moje nominacje:
http://opinieokularnicy.blogspot.com/
http://mojeitylkowasze.blogspot.com/
http://sarafochblog.blogspot.com/
http://kuzynkizpieklarodem.blogspot.com/
A oto moje pytania:
Czym Twoim zdaniem jest miłość? Czy czułaś kiedyś jak to jest się zakochać? (Dwa pytania w jednym xd)
Od jak dawna prowadzisz bloga i skąd wziął się ten pomysł?
Czy masz jakieś pasje? Jeśli tak, opowiedz o nich.
Co najbardziej lubisz jeść na śniadanie?
Powoli zbliża się lato. Planujesz gdzieś pojechać na wakacjach?
Jaką lekcję w szkolę lubisz, a jakiej nie znosisz?
Jaki jest Twój ulubiony film?
Masz swój ulubiony zespół? Jeżeli tak, opisz go trochę.
Jak wygląda Twój przeciętny dzień?
Co daje Ci motywację do pisania bloga?
No, więc tak:
Nominowała mnie Michalina z bloga Moje i Tylko Wasze
Oto jej pytania i moje odpowiedzi:
Co Was inspiruje do pisania bloga???
Cóż, trudno to wyjaśnić. Myślę, że inspiracją może być wszystko wokół nas. Ja np. zaczęłam opowiadaniami wyrzucać z siebie to co czuję i przyznam, że przynosi mi to ulgę.
Jaka jest Wasza ulubiona piosenka???Ooo... to pytanie jest niemal nie do przebrnięcia... Ale odkąd pamiętam kochałam rocka, a kilka miesięcy temu zakochałam się w muzyce zespołu 5 Second Of Summer. Obecnie uwielbiam piosenkę Jet Black Heart
Wolicie być samemu czy wolicie towarzystwo fałszywych przyjaciół??? W tym przypadku zdecydowanie wolę być sama. Mieć prawdziwych przyjaciół to skarb, o fałszywych nie warto walczyć...
Gdybyście mieli jakąś magiczną moc co by to było i dlaczego???Hmm.. zawsze chciałam latać. Chciałabym poczuć jak to jest nie mieć niczego pod stopami, być między chmurami i móc choć na chwilę zapomnieć o całym świecie... zanurzyć się w marzeniach... Nie licząc latania chciałabym stawać się niewidzialna lub czytać w myślach, ale te dwie nadprzyrodzone zdolności schodzą na nieco dalszy plan.
Jaki jest Wasz ulubiony superbohater???Eee... w sensie ktoś kogo można brać za wzór? Bo tak się składa, że nie czytam komiksów ani nie oglądam rzeczy tego typu. Osobiście uważam, że powinniśmy być sami sobie wzorem. Stawiać sobie nowe wyzwania i cele, dążyć do nich i pracować na swoje szczęście. Tylko wtedy będziemy mieć z tego satysfakcję, oczywiście przy wsparciu osób, które kochamy.
Jaki tytuł nosi Wasza ulubiona książka???Z ulubionymi książkami też mam problem, bo kocham czytać. Ostatnio czytam "Złodziejkę Książek" Markusa Zusaka i twierdzę, że ta książka jest boska. Tak samo jak seria "Córki Księżyca" Lynne Ewing. Ogółem lubię książki, więc nie mam konkretnej odpowiedzi na to pytanie.
Jakie jest Wasze motto życiowe???"Carpe Diem! - Chwytaj Dzień!". Nie mamy szansy czegoś przeżyć dwa razy tak samo więc musimy korzystać z okazji żeby móc przeżyć każdą chwilę jak najlepiej.
Co myślicie na temat różnicy wieku w miłości??? Myślę, że miłość nie zna wieku, ale równocześnie uważam, że zbyt duża różnica jest często niekorzystna, bo dwie strony ciągle się nie zgadzają... Wystarczy porównać np sposób myślenia 20 latka i 30 lata.. różnice powyżej 7 lat nie wróżą zazwyczaj nic dobrego, ale jeśli chodzi o te poniżej 7 to nie jest to raczej nic złego.
Co jest dla Was ważne w chwili gdy patrzycie na kogoś po raz pierwszy??? Twierdzę, że ważną sprawą jest zachowanie i tego typu rzeczy. Normalny człowiek nie jest chamski, dba o siebie (nie przesadnie, bo to już jest egoizm) i potrafi być szczery. Spójrzmy prawdzie w oczy - takich ludzi jest mało.
A teraz moje nominacje:
http://opinieokularnicy.blogspot.com/
http://mojeitylkowasze.blogspot.com/
http://sarafochblog.blogspot.com/
http://kuzynkizpieklarodem.blogspot.com/
A oto moje pytania:
Czym Twoim zdaniem jest miłość? Czy czułaś kiedyś jak to jest się zakochać? (Dwa pytania w jednym xd)
Od jak dawna prowadzisz bloga i skąd wziął się ten pomysł?
Czy masz jakieś pasje? Jeśli tak, opowiedz o nich.
Co najbardziej lubisz jeść na śniadanie?
Powoli zbliża się lato. Planujesz gdzieś pojechać na wakacjach?
Jaką lekcję w szkolę lubisz, a jakiej nie znosisz?
Jaki jest Twój ulubiony film?
Masz swój ulubiony zespół? Jeżeli tak, opisz go trochę.
Jak wygląda Twój przeciętny dzień?
Co daje Ci motywację do pisania bloga?
niedziela, 15 maja 2016
Przypadkowa Miłość (cz.1)
"Drogi pamiętniku,
moje życie można uznać za jeden wielki problem. Mam dość wszystkiego - rodziny, miłości i ogółem świata. Czuję się samotna, ale nie potrafię sprawić żeby ta samotność minęła. Gdy coś się wali to wszystko po kolei, jak jakieś domino... Mój narzeczony zerwał zaręczyny i odjechał ze swoją nową dziewczyną. Najbliżsi są na mnie źli i twierdzą, że to moja wina i, że powinnam była walczyć o Kamila. Nawet własna siostra nie ma ochoty mnie widzieć, bo uważa, że nie mogę niszczyć spokoju wszystkim dookoła..."- przerwałam i spojrzałam na kartkę. Tekst wyglądał jakby był napisany przez chaotyczną dziesięciolatkę. W sumie wolałabym mieć te 10 lat i patrzeć na wszystko z większym optymizmem, ale wiedziałam, że tak się nie da. Że nie cofnę czasu. Że nic nie zmienię. Że każdy ma mnie dość. Że już nigdy nie będzie tak jak było.
Zaczął przytłaczać mnie strach i rosnąca bezsilność. Czułam jak pojawia się depresja. Mieszkałam sama. W sumie trudno byłoby dzielić miejsce zamieszkania z kimś, kogo w ogóle nie ma. Na domiar złego pogoda za oknem wcale nie ukazywała promieni słonecznych, ale wielką szarą burzową chmurę. Wydawało mi się, że niebo płacze ze mną. W ostatnich dniach niewiele jadłam, więc straciłam parę kilogramów. Każdego ranka nie miałam pojęcia w co się ubrać. W pracy wzięłam dłuższy urlop. Z moim nastrojem prowadzenie lokalnej gazety było nie możliwe. Poza tym od czego się ma zastępców...Pewnego dnia włączyłam w telewizji mecz siatkówki. Twierdząc, że i tak nie ma nic lepszego na innych kanałach, zaczęłam oglądać i... pokochałam to. Siatkówka stała się moją pasją, mimo że nigdy, nawet na szkolnym wuefie nie miałam ochoty w nią grać. Teraz było inaczej. Patrzyłam na kolejne mecze i stałam się fanką zarówno Asseco Resovii jak i Skry Bełchatów. Po zakończonych mistrzostwach krajowych nastąpiła przerwa. Znów nie miałam co robić, Znowu wzięłam urlop i zmizerniałam. Jednak przyszedł dzień, który wszystko zmienił...
Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie z książką w ręku. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ugh... kto znowu... - podniosłam się i spojrzałam przez wizjer. - Nie możliwe... - szybko przekręciłam klucz.
- Michaśka! - do przedpokoju wpadła Elka, moja przyjaciółka jeszcze z początków liceum.
- O Boże, Elka, co ty tu robisz?! - cieszyłam się jak dziecko.
- Dawno się nie widziałyśmy, to pomyślałam, że wpadnę - uśmiechnęła się. - I przy okazji mam sprawę... bo... ja wiem, że nigdy nie przepadałaś za siatkówką... ale mam dwa bilety na mecz towarzyski Skry i Resovii.... ale nie mam z kim iść - wypaliła, a ja stałam jak otumaniona. - Wiem, że będziesz się nudzić, ale nie chcę iść sama... Zwłaszcza, że nigdy nie byłam w Bełchatowie i nie znam tamtej okolicy... Pojedziesz ze mną? Przynajmniej do miasta, jeśli nie chcesz na mecz... proszę? - wydukała niepewnie.
- Żartujesz sobie...
- Wiem, nie chcesz. OK. Tylko pytałam, nie było tematu. Co tam u ciebie?
- Daj mi dokończyć, starszym się nie przerywa - zaśmiałam się, chociaż byłam tylko półtora roku starsza. - Chętnie pojadę z tobą i na mecz też mam ochotę...
- Poważnie?!?! Jesteś mega! - i prawie udusiła mnie swoim uściskiem.
- To kiedy ten mecz? - spytałam, gdy złapałam oddech.
- We wtorek.
- To jutro! - zdenerwowałam się.- Jak chcesz spakować się, dojechać do Bełchatowa, rozpakować się, odpocząć i zaliczyć mecz...
- Nie zapominaj o zwiedzaniu okolicy...
- Zwiedzanie okolicy?! Zwiedzanie okolicy..! Tak dla twojej wiadomości jesteśmy w Suwałkach. Podróż potrwa jakieś 6 godzin, doliczając to, że jest już 16:47, a pokój w hotelu znajdziemy po jakimś pół godziny, to dojedziemy przed północą. Mecz znając życie będzie pewnie o 19.00..
- O 20.00 - poprawiła.
- ... więc chcąc zaliczyć twoje zwiedzanie i ogółem całą listę musimy jechać... już! - głośno myślałam, po czym wywaliłam z szafy ciuchy i zaczęłam upychać je do walizki. Ela patrzyła na mnie jak na wariatkę albo jak na uciekinierkę z psychiatryka. - Na co czekasz?! Jedź się pakuj!
- Ja już jestem gotowa. Spakowałam się, zanim przyjechałam - powiedziała po czym wybuchła śmiechem widząc moją minę. Spakowałam się w ciągu kilku minut i w krótkim czasie znalazłyśmy się w drodze do Bełchatowa.
Sama nie wierzyłam, jak dużo jest we mnie teraz motywacji. Pierwszy raz od ponad pół roku miałam jakiś cel i pragnienie. Czułam, że będzie dobrze. Do czasu....
Była już godzina 21:14 kiedy samochód niespodziewanie stanął w jakimś miasteczku pod Warszawą. Elka i ja z przerażeniem popatrzyłyśmy na siebie.
moje życie można uznać za jeden wielki problem. Mam dość wszystkiego - rodziny, miłości i ogółem świata. Czuję się samotna, ale nie potrafię sprawić żeby ta samotność minęła. Gdy coś się wali to wszystko po kolei, jak jakieś domino... Mój narzeczony zerwał zaręczyny i odjechał ze swoją nową dziewczyną. Najbliżsi są na mnie źli i twierdzą, że to moja wina i, że powinnam była walczyć o Kamila. Nawet własna siostra nie ma ochoty mnie widzieć, bo uważa, że nie mogę niszczyć spokoju wszystkim dookoła..."- przerwałam i spojrzałam na kartkę. Tekst wyglądał jakby był napisany przez chaotyczną dziesięciolatkę. W sumie wolałabym mieć te 10 lat i patrzeć na wszystko z większym optymizmem, ale wiedziałam, że tak się nie da. Że nie cofnę czasu. Że nic nie zmienię. Że każdy ma mnie dość. Że już nigdy nie będzie tak jak było.
Zaczął przytłaczać mnie strach i rosnąca bezsilność. Czułam jak pojawia się depresja. Mieszkałam sama. W sumie trudno byłoby dzielić miejsce zamieszkania z kimś, kogo w ogóle nie ma. Na domiar złego pogoda za oknem wcale nie ukazywała promieni słonecznych, ale wielką szarą burzową chmurę. Wydawało mi się, że niebo płacze ze mną. W ostatnich dniach niewiele jadłam, więc straciłam parę kilogramów. Każdego ranka nie miałam pojęcia w co się ubrać. W pracy wzięłam dłuższy urlop. Z moim nastrojem prowadzenie lokalnej gazety było nie możliwe. Poza tym od czego się ma zastępców...Pewnego dnia włączyłam w telewizji mecz siatkówki. Twierdząc, że i tak nie ma nic lepszego na innych kanałach, zaczęłam oglądać i... pokochałam to. Siatkówka stała się moją pasją, mimo że nigdy, nawet na szkolnym wuefie nie miałam ochoty w nią grać. Teraz było inaczej. Patrzyłam na kolejne mecze i stałam się fanką zarówno Asseco Resovii jak i Skry Bełchatów. Po zakończonych mistrzostwach krajowych nastąpiła przerwa. Znów nie miałam co robić, Znowu wzięłam urlop i zmizerniałam. Jednak przyszedł dzień, który wszystko zmienił...
Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie z książką w ręku. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ugh... kto znowu... - podniosłam się i spojrzałam przez wizjer. - Nie możliwe... - szybko przekręciłam klucz.
- Michaśka! - do przedpokoju wpadła Elka, moja przyjaciółka jeszcze z początków liceum.
- O Boże, Elka, co ty tu robisz?! - cieszyłam się jak dziecko.
- Dawno się nie widziałyśmy, to pomyślałam, że wpadnę - uśmiechnęła się. - I przy okazji mam sprawę... bo... ja wiem, że nigdy nie przepadałaś za siatkówką... ale mam dwa bilety na mecz towarzyski Skry i Resovii.... ale nie mam z kim iść - wypaliła, a ja stałam jak otumaniona. - Wiem, że będziesz się nudzić, ale nie chcę iść sama... Zwłaszcza, że nigdy nie byłam w Bełchatowie i nie znam tamtej okolicy... Pojedziesz ze mną? Przynajmniej do miasta, jeśli nie chcesz na mecz... proszę? - wydukała niepewnie.
- Żartujesz sobie...
- Wiem, nie chcesz. OK. Tylko pytałam, nie było tematu. Co tam u ciebie?
- Daj mi dokończyć, starszym się nie przerywa - zaśmiałam się, chociaż byłam tylko półtora roku starsza. - Chętnie pojadę z tobą i na mecz też mam ochotę...
- Poważnie?!?! Jesteś mega! - i prawie udusiła mnie swoim uściskiem.
- To kiedy ten mecz? - spytałam, gdy złapałam oddech.
- We wtorek.
- To jutro! - zdenerwowałam się.- Jak chcesz spakować się, dojechać do Bełchatowa, rozpakować się, odpocząć i zaliczyć mecz...
- Nie zapominaj o zwiedzaniu okolicy...
- Zwiedzanie okolicy?! Zwiedzanie okolicy..! Tak dla twojej wiadomości jesteśmy w Suwałkach. Podróż potrwa jakieś 6 godzin, doliczając to, że jest już 16:47, a pokój w hotelu znajdziemy po jakimś pół godziny, to dojedziemy przed północą. Mecz znając życie będzie pewnie o 19.00..
- O 20.00 - poprawiła.
- ... więc chcąc zaliczyć twoje zwiedzanie i ogółem całą listę musimy jechać... już! - głośno myślałam, po czym wywaliłam z szafy ciuchy i zaczęłam upychać je do walizki. Ela patrzyła na mnie jak na wariatkę albo jak na uciekinierkę z psychiatryka. - Na co czekasz?! Jedź się pakuj!
- Ja już jestem gotowa. Spakowałam się, zanim przyjechałam - powiedziała po czym wybuchła śmiechem widząc moją minę. Spakowałam się w ciągu kilku minut i w krótkim czasie znalazłyśmy się w drodze do Bełchatowa.
Sama nie wierzyłam, jak dużo jest we mnie teraz motywacji. Pierwszy raz od ponad pół roku miałam jakiś cel i pragnienie. Czułam, że będzie dobrze. Do czasu....
Była już godzina 21:14 kiedy samochód niespodziewanie stanął w jakimś miasteczku pod Warszawą. Elka i ja z przerażeniem popatrzyłyśmy na siebie.
niedziela, 17 kwietnia 2016
Od Teraz. Na Zawsze. cz.5
Niedługo później zawitaliśmy do domu Mateusza - kolegi Adama ze studiów. Zaprosił nas uprzejmie do środka, pokazał nasze pokoje i po rozgoszczeniu się zeszliśmy na dół na herbatę. Opowiadaliśmy sobie nasze śmieszne przeżycia i historie, które nas spotkały. Dowiedziałam się jakie przypadki zdarzały im się w czasie nauki. Mateusz ze swoją żoną powiedzieli jak się poznali.
- To było na jednej z Gdańskich ulic. Szłam rozmawiając przez telefon z przyjaciółką i niosąc w ręku kilka zeszytów. Przechodziłam obok sklepu obuwniczego jego cioci, gdy nagle wypadł on, wytrącił mi przypadkowo komórkę i notatki, a potem czerwony jak burak przepraszał, pomagał mi zbierać rzeczy i zapraszał na kawę w ramach rekompensaty - śmiała się Nadia. - Od tamtej pory widywaliśmy się niemal codziennie. Potem ślub i wspólne mieszkanie, a teraz - spojrzała na swój brzuch - pierwsze dziecko.
- Będzie mieć na imię Sara - rzucił Mateusz.
- Ale jeśli chłopiec to będzie Piotruś - przekonywali się.
Potem poszliśmy do swoich sypialni. Nie mogłam spać. Uliczne lampy zgasły już dawno. Spojrzałam na zegarek. 3.57. Nie zmrużyłam oka przez kolejne kilka minut. Nie wytrzymując sama ze sobą wstałam z łóżka i ubrałam szlafrok. Wyszłam na korytarz i usiadłam na drewnianych schodach prowadzących na parter. Oparłam ręce łokciami na kolanach, a dłońmi podtrzymałam czoło. Usłyszałam trzask. "Wyobraźnia" - myślę. Lecz wtedy usiadł przy mnie Adam.
- Nie możesz spać, więc przyszłaś tu myśleć nad swoim życiem? - spytał, a ja poczułam się jakby czytał mi w myślach. - Mam podobnie.
- No nie wiem... - szepnęłam.
- Co?
- Moje złe wspomnienia dotyczą nie tylko rodziców. W gimnazjum jedna dziewczyna upatrzyła mnie jako "swoją ofiarę" i ciągle mi czymś dopiekała. Potem naśmiewała się z tego, że zakochałam się w chłopaku, który nijak do mnie nie pasował i był z tak zwanej "elity". Zresztą on też miał ze mnie przez to ubaw... Poszłam do liceum i było podobnie. Idioci zmarnowali moje lata nastolatki. Czuję się jakby tamten czas był jedną wielką drzazgą siedzącą we mnie, od której nie mogę się uwolnić. Potem były studia... Zapieprzałam na nich żeby coś osiągnąć i udało się... Potem przyjechałam tu, poznałam ciebie, zmieniłeś moje poglądy i... - zawiesiłam się na moment.
- I co ? - objął mnie ramieniem.
- ...i zakochałam się w tobie... - wyszeptałam.
- Posłuchaj... moje życie kompletnie nie miało sensu. Aż do tego dnia, gdy stanęłaś w moich drzwiach szukając mieszkania. Poczułem jak mocno bije mi przy tobie serce i... nie chcę żeby przestawało. Rozumiesz? Tak. Wiem, to trudne, ale kocham cię. I chcę z tobą być.
Słowa uderzyły do mnie i zaczęły wirować mi w głowie. Poczułam falę niezwykłych uczuć jakie mnie ogarnęły. Spojrzałam na Adama, zbliżyłam się do niego i pocałowałam w sam środek ust. Potem przyniósł koc i do rana siedzieliśmy na schodach tak w siebie wtuleni. Po dwóch latach doczekałam się pierścionka zaręczynowego i kolejnych lat spędzonych szczęśliwie razem z Adamem.
- To było na jednej z Gdańskich ulic. Szłam rozmawiając przez telefon z przyjaciółką i niosąc w ręku kilka zeszytów. Przechodziłam obok sklepu obuwniczego jego cioci, gdy nagle wypadł on, wytrącił mi przypadkowo komórkę i notatki, a potem czerwony jak burak przepraszał, pomagał mi zbierać rzeczy i zapraszał na kawę w ramach rekompensaty - śmiała się Nadia. - Od tamtej pory widywaliśmy się niemal codziennie. Potem ślub i wspólne mieszkanie, a teraz - spojrzała na swój brzuch - pierwsze dziecko.
- Będzie mieć na imię Sara - rzucił Mateusz.
- Ale jeśli chłopiec to będzie Piotruś - przekonywali się.
Potem poszliśmy do swoich sypialni. Nie mogłam spać. Uliczne lampy zgasły już dawno. Spojrzałam na zegarek. 3.57. Nie zmrużyłam oka przez kolejne kilka minut. Nie wytrzymując sama ze sobą wstałam z łóżka i ubrałam szlafrok. Wyszłam na korytarz i usiadłam na drewnianych schodach prowadzących na parter. Oparłam ręce łokciami na kolanach, a dłońmi podtrzymałam czoło. Usłyszałam trzask. "Wyobraźnia" - myślę. Lecz wtedy usiadł przy mnie Adam.
- Nie możesz spać, więc przyszłaś tu myśleć nad swoim życiem? - spytał, a ja poczułam się jakby czytał mi w myślach. - Mam podobnie.
- No nie wiem... - szepnęłam.
- Co?
- Moje złe wspomnienia dotyczą nie tylko rodziców. W gimnazjum jedna dziewczyna upatrzyła mnie jako "swoją ofiarę" i ciągle mi czymś dopiekała. Potem naśmiewała się z tego, że zakochałam się w chłopaku, który nijak do mnie nie pasował i był z tak zwanej "elity". Zresztą on też miał ze mnie przez to ubaw... Poszłam do liceum i było podobnie. Idioci zmarnowali moje lata nastolatki. Czuję się jakby tamten czas był jedną wielką drzazgą siedzącą we mnie, od której nie mogę się uwolnić. Potem były studia... Zapieprzałam na nich żeby coś osiągnąć i udało się... Potem przyjechałam tu, poznałam ciebie, zmieniłeś moje poglądy i... - zawiesiłam się na moment.
- I co ? - objął mnie ramieniem.
- ...i zakochałam się w tobie... - wyszeptałam.
- Posłuchaj... moje życie kompletnie nie miało sensu. Aż do tego dnia, gdy stanęłaś w moich drzwiach szukając mieszkania. Poczułem jak mocno bije mi przy tobie serce i... nie chcę żeby przestawało. Rozumiesz? Tak. Wiem, to trudne, ale kocham cię. I chcę z tobą być.
Słowa uderzyły do mnie i zaczęły wirować mi w głowie. Poczułam falę niezwykłych uczuć jakie mnie ogarnęły. Spojrzałam na Adama, zbliżyłam się do niego i pocałowałam w sam środek ust. Potem przyniósł koc i do rana siedzieliśmy na schodach tak w siebie wtuleni. Po dwóch latach doczekałam się pierścionka zaręczynowego i kolejnych lat spędzonych szczęśliwie razem z Adamem.
czwartek, 31 marca 2016
Od Teraz. Na Zawsze. cz.4
Odstawiliśmy Igę przy kamienicy, gdzie mieszkała jej przyjaciółka. Mieliśmy ją odebrać następnego dnia.
- Opłaca Ci się przyjeżdżać po nią jutro kolejny raz? - spytałam.
- Nie - odparł z tajemniczym uśmiechem. - Dlatego załatwiłem nam nocleg u kolegi ze studiów.
- Nam???
- Myślałaś, że zostawię Cię samą w Szczecinie? - zapytał kpiąco. - Zresztą podobno masz wolne do końca tygodnia. Tylko... do Mateusza możemy iść dopiero gdy skończy pracę, a to będzie około 19, nie przeszkadza Ci to, prawda? - złapał mnie za rękę.
- Nie - odpowiedziałam krótko czując motyle w brzuchu.
Długo chodziliśmy po mieście. Po pewnym czasie udaliśmy się na plażę, gdzie mogłam zdjąć moje sandały, których paski zaczęły mnie już uciskać w stopy. Spacerowaliśmy brzegiem morza, czując ciepły piasek pod stopami i chłodne wody Bałtyku, które o nie uderzały. Brzeg, w miejscu gdzie byliśmy, zupełnie się już wyludnił. Byliśmy sam na sam, a słońce zaczynało powoli zachodzić. Niebo zrobiło się różowe.
- Mówiłeś, że Iga ma blisko ze Szczecina do tej przyjaciółki... - zauważyłam.
- Nieprawda. Mówiłem że ma bliżej - powiedział kładąc nacisk na ostatni wyraz.
- Czyli nie mieszka na północy Polski?
- Nie.
- To w takim razie gdzie?
- W Katowicach... z matką...
- Jesteś z Katowic? - zdziwiłam się.
- Tak...
Zatrzymaliśmy się. Spojrzałam na niego. Jego twarz miała kamienny wyraz. Wyglądał jakby w środku bił się z samym sobą. Albo raczej z myślami... wspomnieniami...
- Czy coś cię stało? - spytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
- Nie - wzdychnął i przyśpieszył kroku.
- Adam... - szepnęłam biegnąc za nim, a następnie starając się dorównać mu kroku.
Stanęłam przed nim, co sprawiło, że się zatrzymał. Oparł się o pobliski, spory kamień wystający z piasku i patrzył na zachód słońca.
- Zawsze chciałem uciec przed przeszłością. Ale ona zawsze do mnie wraca...Zawsze...
- Adaś, co się stało?
- Pamiętasz jak kilka dni temu szukałaś mieszkania... Spytałaś wtedy czy możesz prosić ojca, ale ja odpowiedziałem sucho, że z nim nie mieszkam...
Coraz bardziej zaczęłam martwić się o Adama.
- Ej.. jeśli aż tak Cię to męczy to nie musisz mówić... - powiedziałam widząc, że to dla niego ciężkie wyznanie.
- Muszę. Chcę ci zaufać... No więc mieszkaliśmy w Katowicach. To znaczy najpierw rodzice i Iga. I podobno było wtedy dobrze. Pewnego dnia matka przyszła do domu z wiadomością, że jest w ciąży. Ojciec źle to przyjął. Wolał nie mieć drugiego dziecka, ale nie namawiał matki do aborcji. Urodziłem się ja. Dzieciństwo średnio pamiętam, ale nie było aż tak złe.... Ale gdy miałem 12 lat wszystko uległo zmianie. Iga poszła do liceum wynajmując przy tym pokój w internacie. W domu coraz częściej słyszałem krzyki. Pewnego razu nie mogłem zasnąć i usłyszałem... - wyglądał jakby serce stanęło mu w gardle - ... usłyszałem jak wrzeszczy, że nigdy nie wybaczy jej zdrady i, że niedługo się go pozbędzie. Krzyczał, że nigdy nie chciał mnie akceptować jako swoje dziecko, że w ogóle go nie przypominam, że nigdy nie będę jego synem...
Widziałam jak Adasiowi stoją łzy w oczach. Jednak nie płakał. Oczy mu się zeszkliły, ale był twardy. Nie chciał pokazywać jak bardzo go to zabolało.
- Potem ojciec nagle zniknął. Dopiero po kilku latach dowiedziałem się, że wyjechał gdzieś do Londynu ze swoją nową dziewczyną. Po prostu nas zostawił. Ja po skończeniu osiemnastki, a potem studiów postanowiłem wyjechać jak najdalej od domu... I tak trafiłem do Szczecina.
Nastała chwila milczenia. Oparłam się o kamień i stałam obok Adama patrząc się na różowe niebo i blask fal przy zachodzącym słońcu.
- Widzę, że mieliśmy podobne plany - przerwałam ciszę.
- Co takiego?
- Widzisz... ja też chciałam być jak najdalej od Rzeszowa. Z dzieciństwa pamiętam tylko ciągłe kłótnie rodziców. Jak byłam nastolatką ojciec wniósł do sądu pozew o rozwód dla matki i potem byłam zdana sama na siebie. Pracowałam już w czasie nauki w liceum. Cały czas miałam niespełnione marzenia i nadzieje... nawet miłości... Nie miałam w nikim wsparcia, chociaż wiedziałam, że posiadam przyrodnie rodzeństwo... Nie wiem już ile jest nas razem. Może pięcioro, a może już szóstka. W każdym razie nigdy nie spotkałam nikogo poza moją młodszą siostrą, która teraz mieszka z matką i jej nowym facetem. Z ojcem w sumie od dawna nie utrzymuję kontaktu... a on nawet nie jest zainteresowany co się dzieje z jego własną pierwszą córką...
Poczułam na swojej dłoni dłoń Adama, a następnie to jak mnie obejmuje. W końcu jednak dało się usłyszeć jego szept:
- Chodźmy już.
CDN.
- Opłaca Ci się przyjeżdżać po nią jutro kolejny raz? - spytałam.
- Nie - odparł z tajemniczym uśmiechem. - Dlatego załatwiłem nam nocleg u kolegi ze studiów.
- Nam???
- Myślałaś, że zostawię Cię samą w Szczecinie? - zapytał kpiąco. - Zresztą podobno masz wolne do końca tygodnia. Tylko... do Mateusza możemy iść dopiero gdy skończy pracę, a to będzie około 19, nie przeszkadza Ci to, prawda? - złapał mnie za rękę.
- Nie - odpowiedziałam krótko czując motyle w brzuchu.
Długo chodziliśmy po mieście. Po pewnym czasie udaliśmy się na plażę, gdzie mogłam zdjąć moje sandały, których paski zaczęły mnie już uciskać w stopy. Spacerowaliśmy brzegiem morza, czując ciepły piasek pod stopami i chłodne wody Bałtyku, które o nie uderzały. Brzeg, w miejscu gdzie byliśmy, zupełnie się już wyludnił. Byliśmy sam na sam, a słońce zaczynało powoli zachodzić. Niebo zrobiło się różowe.
- Mówiłeś, że Iga ma blisko ze Szczecina do tej przyjaciółki... - zauważyłam.
- Nieprawda. Mówiłem że ma bliżej - powiedział kładąc nacisk na ostatni wyraz.
- Czyli nie mieszka na północy Polski?
- Nie.
- To w takim razie gdzie?
- W Katowicach... z matką...
- Jesteś z Katowic? - zdziwiłam się.
- Tak...
Zatrzymaliśmy się. Spojrzałam na niego. Jego twarz miała kamienny wyraz. Wyglądał jakby w środku bił się z samym sobą. Albo raczej z myślami... wspomnieniami...
- Czy coś cię stało? - spytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
- Nie - wzdychnął i przyśpieszył kroku.
- Adam... - szepnęłam biegnąc za nim, a następnie starając się dorównać mu kroku.
Stanęłam przed nim, co sprawiło, że się zatrzymał. Oparł się o pobliski, spory kamień wystający z piasku i patrzył na zachód słońca.
- Zawsze chciałem uciec przed przeszłością. Ale ona zawsze do mnie wraca...Zawsze...
- Adaś, co się stało?
- Pamiętasz jak kilka dni temu szukałaś mieszkania... Spytałaś wtedy czy możesz prosić ojca, ale ja odpowiedziałem sucho, że z nim nie mieszkam...
Coraz bardziej zaczęłam martwić się o Adama.
- Ej.. jeśli aż tak Cię to męczy to nie musisz mówić... - powiedziałam widząc, że to dla niego ciężkie wyznanie.
- Muszę. Chcę ci zaufać... No więc mieszkaliśmy w Katowicach. To znaczy najpierw rodzice i Iga. I podobno było wtedy dobrze. Pewnego dnia matka przyszła do domu z wiadomością, że jest w ciąży. Ojciec źle to przyjął. Wolał nie mieć drugiego dziecka, ale nie namawiał matki do aborcji. Urodziłem się ja. Dzieciństwo średnio pamiętam, ale nie było aż tak złe.... Ale gdy miałem 12 lat wszystko uległo zmianie. Iga poszła do liceum wynajmując przy tym pokój w internacie. W domu coraz częściej słyszałem krzyki. Pewnego razu nie mogłem zasnąć i usłyszałem... - wyglądał jakby serce stanęło mu w gardle - ... usłyszałem jak wrzeszczy, że nigdy nie wybaczy jej zdrady i, że niedługo się go pozbędzie. Krzyczał, że nigdy nie chciał mnie akceptować jako swoje dziecko, że w ogóle go nie przypominam, że nigdy nie będę jego synem...
Widziałam jak Adasiowi stoją łzy w oczach. Jednak nie płakał. Oczy mu się zeszkliły, ale był twardy. Nie chciał pokazywać jak bardzo go to zabolało.
- Potem ojciec nagle zniknął. Dopiero po kilku latach dowiedziałem się, że wyjechał gdzieś do Londynu ze swoją nową dziewczyną. Po prostu nas zostawił. Ja po skończeniu osiemnastki, a potem studiów postanowiłem wyjechać jak najdalej od domu... I tak trafiłem do Szczecina.
Nastała chwila milczenia. Oparłam się o kamień i stałam obok Adama patrząc się na różowe niebo i blask fal przy zachodzącym słońcu.
- Widzę, że mieliśmy podobne plany - przerwałam ciszę.
- Co takiego?
- Widzisz... ja też chciałam być jak najdalej od Rzeszowa. Z dzieciństwa pamiętam tylko ciągłe kłótnie rodziców. Jak byłam nastolatką ojciec wniósł do sądu pozew o rozwód dla matki i potem byłam zdana sama na siebie. Pracowałam już w czasie nauki w liceum. Cały czas miałam niespełnione marzenia i nadzieje... nawet miłości... Nie miałam w nikim wsparcia, chociaż wiedziałam, że posiadam przyrodnie rodzeństwo... Nie wiem już ile jest nas razem. Może pięcioro, a może już szóstka. W każdym razie nigdy nie spotkałam nikogo poza moją młodszą siostrą, która teraz mieszka z matką i jej nowym facetem. Z ojcem w sumie od dawna nie utrzymuję kontaktu... a on nawet nie jest zainteresowany co się dzieje z jego własną pierwszą córką...
Poczułam na swojej dłoni dłoń Adama, a następnie to jak mnie obejmuje. W końcu jednak dało się usłyszeć jego szept:
- Chodźmy już.
CDN.
wtorek, 29 marca 2016
Od Teraz. Na zawsze. cz.3
Nie mogłam się zdecydować co na siebie włożyć. Czułam, że wreszcie znalazłam kogoś, kto mnie zrozumie. Gdy wybrałam strój była 17.14. Miałam zaledwie kilka minut na make-up i wybranie butów, ale jakoś się z tym uporałam. Za pięć szósta siedziałam już niecierpliwie spoglądając na zegar. W końcu odezwał się dzwonek. Adam patrzył na mnie z podziwem.
- Ładna sukienka - powiedział widząc moje zwiewne ubranie.
- Dziękuję - odpowiedziałam biorąc torebkę i patrząc na jego elegancko dobrane koszulkę polo i ciemne jeansy.
Poszliśmy do kina na komedię, z której nie mogliśmy się przestać się śmiać. Potem zabrał mnie do lodziarni. Jedząc lody chodziliśmy alejkami parku Kasprowicza.
- Albo ta scena, gdy ten chłopak tak chwycił bukiet, że kolce z róż wbiły mu się w rękę i zamiast się oświadczyć prosił żeby dzwoniła po karetkę.
- No. Albo ta gdy ten mały przez przypadek zatrzasnął ich w składziku woźnego - śmialiśmy się z zabawnych chwil w filmie.
W pewnym momencie, gdy przechodziliśmy przez most, jakiś dzieciak jechał na deskorolce tak blisko, że pchnął mnie lekko w stronę Adama. Nasze twarze momentalnie znalazły się blisko siebie. Zdawało mi się, że tonę w jego oczach. Zaczerwieniłam się i speszona delikatnie się odsunęłam. Przeszliśmy w ciszy kilka kroków. Potem złapał mnie za rękę, a ja czując się wyjątkowo dobrze w jego towarzystwie położyłam mu głowę na ramieniu. Szliśmy jeszcze tak przez kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23... Zmierzaliśmy w kierunku bloku. Gdy byliśmy na klatce schodowej stanęliśmy na przeciwko siebie między drzwiami do naszych mieszkań.
- To był wspaniały wieczór, Dziękuję - powiedziałam.
- Nie, to ja dziękuję - szepnął.
Otworzyłam drzwi do mojego mieszkania. Stałam w drzwiach, a on oparty o ścianę i tak przez chwilę rozmawialiśmy dzisiejszym dniu. W końcu nadszedł czas, abyśmy oboje wrócili do siebie.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział patrząc mi w oczy.
Powoli zaczęłam zamykać drzwi. Nagle szybko je otworzyłam i pocałowałam Adama w policzek. Znów się zaczerwieniłam i miałam już zniknąć w mieszkaniu, gdy złapał mnie, przyciągnął do siebie i pocałował w usta. Poczułam, że wreszcie kogoś pokochałam prawdziwie i z wzajemnością i, że od teraz mam dla kogo żyć. Przytulił mnie i na pożegnanie jeszcze raz pocałował w czoło.
Następnego dnia obudził mnie telefon. Usłyszałam jego ciepły głos.
- Wstajemy śpioszku...
- Już wstaje... tylko pięć minut...
Rozłączył się. Zdziwiło mnie to, ale uznałam, że spytam co się stało, gdy się wyśpię. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do okna. Gwałtownie zerwałam się i spojrzałam w stronę hałasu. Widząc Adasia pobiegłam do salonu otworzyć mu drzwi.
- Nigdy nie dajesz za wygraną? - spytałam.
- Nie- odpowiedział krótko.
- Jak się dostałeś na mój balkon?
- Przeszedłem na niego z mojego?
Wyjrzałam za okno. Dopiero teraz zauważyłam, że jego balkon jest tuż obok mojego. Spojrzałam na Adama z nieco sarkastyczną miną.
- Co jest aż tak ważne, że musiałam wstawać w wolny dzień o 7 rano widząc człowieka okupującego mój balkon? - zażartowałam.
- Zabieram Cię na wycieczkę.
- Wycieczkę?
- Tak.
- Jaką znowu wycieczkę?
- Dowiesz się później. A tak przy okazji ładna piżama - uśmiechnął się na widok z moich spodni w serduszka i koszulki z misiem. - Idź zjeść śniadanie. Będę za 15 minut i chcę Cię widzieć gotową.
Z trudem powlokłam się do kuchni, ale w końcu jakoś udało mi się być gotową po dodatkowych 10 minutach.
Zeszliśmy na dół. Obok samochodu Adama stała już Iga w fryzurze prosto z salonu i odświętnej sukience, trzymając na ramionach spore pudło. Adaś otworzył auto, a jego siostra wpakowała się do środka razem z pudełkiem. Ja usiadłam z przodu, na siedzeniu pasażera.
- Byłaś już kiedyś w Kołobrzegu? - spytała Iga.
- Kołobrzegu? Jedziemy do Kołobrzegu? - z drugim pytaniem zgłosiłam się do Adama.
- Ej no... wszystko zepsułaś. Wielkie dzięki, siostra...
- Nic nie zepsuła - uśmiechnęłam się. - Nigdy tam nie byłam. Niespodzianką będzie sam pobyt tam.
Adam udobruchany spojrzał na mnie, położył mi dłoń na policzku i cmoknął kolejny raz w czoło. Potem odpalił silnik i ruszył z parkingu. Po około 2 godz (nie licząc postojów) byliśmy na miejscu.
CDN.
- Ładna sukienka - powiedział widząc moje zwiewne ubranie.
- Dziękuję - odpowiedziałam biorąc torebkę i patrząc na jego elegancko dobrane koszulkę polo i ciemne jeansy.
Poszliśmy do kina na komedię, z której nie mogliśmy się przestać się śmiać. Potem zabrał mnie do lodziarni. Jedząc lody chodziliśmy alejkami parku Kasprowicza.
- Albo ta scena, gdy ten chłopak tak chwycił bukiet, że kolce z róż wbiły mu się w rękę i zamiast się oświadczyć prosił żeby dzwoniła po karetkę.
- No. Albo ta gdy ten mały przez przypadek zatrzasnął ich w składziku woźnego - śmialiśmy się z zabawnych chwil w filmie.
W pewnym momencie, gdy przechodziliśmy przez most, jakiś dzieciak jechał na deskorolce tak blisko, że pchnął mnie lekko w stronę Adama. Nasze twarze momentalnie znalazły się blisko siebie. Zdawało mi się, że tonę w jego oczach. Zaczerwieniłam się i speszona delikatnie się odsunęłam. Przeszliśmy w ciszy kilka kroków. Potem złapał mnie za rękę, a ja czując się wyjątkowo dobrze w jego towarzystwie położyłam mu głowę na ramieniu. Szliśmy jeszcze tak przez kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23... Zmierzaliśmy w kierunku bloku. Gdy byliśmy na klatce schodowej stanęliśmy na przeciwko siebie między drzwiami do naszych mieszkań.
- To był wspaniały wieczór, Dziękuję - powiedziałam.
- Nie, to ja dziękuję - szepnął.
Otworzyłam drzwi do mojego mieszkania. Stałam w drzwiach, a on oparty o ścianę i tak przez chwilę rozmawialiśmy dzisiejszym dniu. W końcu nadszedł czas, abyśmy oboje wrócili do siebie.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział patrząc mi w oczy.
Powoli zaczęłam zamykać drzwi. Nagle szybko je otworzyłam i pocałowałam Adama w policzek. Znów się zaczerwieniłam i miałam już zniknąć w mieszkaniu, gdy złapał mnie, przyciągnął do siebie i pocałował w usta. Poczułam, że wreszcie kogoś pokochałam prawdziwie i z wzajemnością i, że od teraz mam dla kogo żyć. Przytulił mnie i na pożegnanie jeszcze raz pocałował w czoło.
Następnego dnia obudził mnie telefon. Usłyszałam jego ciepły głos.
- Wstajemy śpioszku...
- Już wstaje... tylko pięć minut...
Rozłączył się. Zdziwiło mnie to, ale uznałam, że spytam co się stało, gdy się wyśpię. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do okna. Gwałtownie zerwałam się i spojrzałam w stronę hałasu. Widząc Adasia pobiegłam do salonu otworzyć mu drzwi.
- Nigdy nie dajesz za wygraną? - spytałam.
- Nie- odpowiedział krótko.
- Jak się dostałeś na mój balkon?
- Przeszedłem na niego z mojego?
Wyjrzałam za okno. Dopiero teraz zauważyłam, że jego balkon jest tuż obok mojego. Spojrzałam na Adama z nieco sarkastyczną miną.
- Co jest aż tak ważne, że musiałam wstawać w wolny dzień o 7 rano widząc człowieka okupującego mój balkon? - zażartowałam.
- Zabieram Cię na wycieczkę.
- Wycieczkę?
- Tak.
- Jaką znowu wycieczkę?
- Dowiesz się później. A tak przy okazji ładna piżama - uśmiechnął się na widok z moich spodni w serduszka i koszulki z misiem. - Idź zjeść śniadanie. Będę za 15 minut i chcę Cię widzieć gotową.
Z trudem powlokłam się do kuchni, ale w końcu jakoś udało mi się być gotową po dodatkowych 10 minutach.
Zeszliśmy na dół. Obok samochodu Adama stała już Iga w fryzurze prosto z salonu i odświętnej sukience, trzymając na ramionach spore pudło. Adaś otworzył auto, a jego siostra wpakowała się do środka razem z pudełkiem. Ja usiadłam z przodu, na siedzeniu pasażera.
- Byłaś już kiedyś w Kołobrzegu? - spytała Iga.
- Kołobrzegu? Jedziemy do Kołobrzegu? - z drugim pytaniem zgłosiłam się do Adama.
- Ej no... wszystko zepsułaś. Wielkie dzięki, siostra...
- Nic nie zepsuła - uśmiechnęłam się. - Nigdy tam nie byłam. Niespodzianką będzie sam pobyt tam.
Adam udobruchany spojrzał na mnie, położył mi dłoń na policzku i cmoknął kolejny raz w czoło. Potem odpalił silnik i ruszył z parkingu. Po około 2 godz (nie licząc postojów) byliśmy na miejscu.
CDN.
poniedziałek, 21 marca 2016
Od Teraz. Na Zawsze. cz.2
Obudziłam się około 9.00. Przeciągnęłam się i weszłam do kuchni nastawić wodę na kawę. W czasie jej gotowania poszłam się ogarnąć i przebrać. Pijąc kawę spoglądałam przez okno na plac zabaw przy bloku. Bawiły się na nim dwie dziewczynki i trzech chłopców. Nagle jedna z dziewczynek spadła z karuzeli. Zaczęła płakać, a przy niej stanął jeden z chłopców i ją przytulił. Uznałam to za słodki i wypiłam ostatni łyk napoju. Zauważyłam, że przy bloku stoi samochód listonosza, więc postanowiłam sprawdzić swoją skrzynkę (formalności związane ze zmianą adresu również miałam już załatwione).
Zabrałam ze skrzynki listy i katalog ze sklepu odzieżowego. Przeglądając go szłam schodami do mieszkania. W pewnym momencie poczułam, że ktoś przechodzi obok. Przez przypadek osoba ta otarła się o mnie wytrącając mi gazetkę z ręki.
- Ojj... przepraszam - schylił się i podniósł katalog, po czym podniósł na mnie wzrok, a ja zobaczyłam te same czarne oczy co poprzedniego dnia. - Aa... to pani... jak idzie szukanie mieszkania?
- Dziękuję - powiedziałam biorąc od niego katalog. - Wszystko dobrze, znalazłam je - wydukałam. -I wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami - dodałam.
- A więc wspaniale.. - uśmiechnął się, ale nie zdążył dokończyć. Przerwałam mu.
- Nie wiedział pan, że pan Laskiewicz sprzedaje mieszkanie? Jak można nie wiedzieć, że własny sąsiad się przeprowadza i sprzedaje lokum?
- Nie miałem pojęcia, przepraszam. Dawno z nim nie rozmawiałem... Nie licząc kilku słów po przyniesieniu mu poczty z dołu.
- Nic nie szkodzi...- odparłam nieco obojętnie.
- Może się poznamy? - spytał. - Jestem Adam.
- Wiktoria - odpowiedziałam podając mu rękę. Poczułam jak dotyka mojej dłoni - delikatnie, z szacunkiem i uprzejmie.
- Piękne imię pięknej dziewczyny. Dałaby się pani zaprosić na pizzę? A może kino?
- Proszę mi mówić po imieniu - zaśmiałam się.
- Zgoda. W takim razie, Wiki, czy poszłabyś ze mną do kina lub na pizzę? A może na małą wycieczkę po Szczecinie? Bo zdaje mi się nie jesteś stąd.
- Nie nie, ja z Rzeszowa...
- Z Rzeszowa? Kawał drogi. No to jak? Przejdziemy się gdzieś dziś wieczorem?
Miałam przytaknąć lecz w porę przypomniałam sobie o dziewczynie w mieszkaniu. Uśmiech zniknął mi z twarzy.
- Nie... przepraszam.
- Czy coś się stało?
- Nie. Po prostu mam inne plany.
- To może w inny dzień?
- Nie wiem. Może kiedyś. Muszę już iść, do zobaczenia.
- Cześć... - rzekł lekko rozczarowany.
Wchodząc do mieszkania nie wiedziałam czy przeważa we mnie złość, smutek czy wyrzuty sumienia. Ogarnęło mnie oburzenie - jak mógł mnie pytać o wspólny wypad, skoro miał już dziewczynę?! Oczywiście, że miałam ochotę gdzieś z nim pójść, ale nie zamierzam być wredną suką i odbijać tamtej chłopaka. To byłby szczyt wszystkiego!
Uznałam, że muszę się wyluzować i wyjść na świeże powietrze. Ledwie otworzyłam drzwi, zobaczyłam Adama wchodzącego na górę z kilkoma siatkami zakupów.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał przystając.
- Tylko do sklepu - zmyśliłam zamykając mieszkanie na klucz.
- Aha... Przy każdym wyjściu tak zaryglowujesz drzwi? - zakpił nieco.
- Może. A tak właściwie czemu cię to interesuje?
- Tylko pytam... - mówił, gdy nagle otworzyły się drzwi do jego mieszkania. Stała w nich tamta blondyna.
- Gdzie ty łazisz tak długo. Mówiłam, że mascarpone jest mi strasznie potrzebny do tortu na wesele Majki - gadała.
- Ach , zapomniałbym. Wiki, to moja urocza siostra Iga - przedstawił ją z sarkastycznym wymówieniem słowa "urocza". - Iga, nasza nowa sąsiadka, Wiki.
- Miło mi - uśmiechnęła się. - Czyli jednak ktoś sprzedawał mieszkanie?
- Tak. Mi również miło - odparłam speszona.
- Wybacz, że tak go ganię na klatce, ale ten debil miał mi przynieść składniki na tort dla mojej przyjaciółki, a jest to dla mnie dość ważne. Okej, skoro już się poznałyśmy to pozwól, że się zabiorę za pieczenie bo nie zdążę do soboty - zabrała siatki od Adasia i weszła do środka.
- Trochę jest wybuchowa, ale się przyzwyczaisz - zaśmiał się chłopak. - Ale nie mieszka ze mną na co dzień. Teraz akurat przyjechała na miesiąc sprawdzić jak sobie radzę, a przy okazji ma stąd blisko do kumpeli.
- Fajnie... Tylko wiesz... ja muszę iść. Widzimy się potem, co? To znaczy...
- Czyli zmieniłaś zdanie?
- Jeśli masz inne plany to zrozumiem...
- Chętnie z tobą wyjdę. Będę o szóstej - uśmiechnął się.
- Cieszę się - odwzajemniłam uśmiech i poczułam motyle w brzuchu.
Pożegnaliśmy się i weszliśmy do swoich mieszkań. Jak mogłam być taką idiotką?!!? To przecież była jego siostra! Ughh jestem beznadziejnie głupia! - myślałam, ale równocześnie poczułam się mile zaskoczona.
CDN.
Zabrałam ze skrzynki listy i katalog ze sklepu odzieżowego. Przeglądając go szłam schodami do mieszkania. W pewnym momencie poczułam, że ktoś przechodzi obok. Przez przypadek osoba ta otarła się o mnie wytrącając mi gazetkę z ręki.
- Ojj... przepraszam - schylił się i podniósł katalog, po czym podniósł na mnie wzrok, a ja zobaczyłam te same czarne oczy co poprzedniego dnia. - Aa... to pani... jak idzie szukanie mieszkania?
- Dziękuję - powiedziałam biorąc od niego katalog. - Wszystko dobrze, znalazłam je - wydukałam. -I wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami - dodałam.
- A więc wspaniale.. - uśmiechnął się, ale nie zdążył dokończyć. Przerwałam mu.
- Nie wiedział pan, że pan Laskiewicz sprzedaje mieszkanie? Jak można nie wiedzieć, że własny sąsiad się przeprowadza i sprzedaje lokum?
- Nie miałem pojęcia, przepraszam. Dawno z nim nie rozmawiałem... Nie licząc kilku słów po przyniesieniu mu poczty z dołu.
- Nic nie szkodzi...- odparłam nieco obojętnie.
- Może się poznamy? - spytał. - Jestem Adam.
- Wiktoria - odpowiedziałam podając mu rękę. Poczułam jak dotyka mojej dłoni - delikatnie, z szacunkiem i uprzejmie.
- Piękne imię pięknej dziewczyny. Dałaby się pani zaprosić na pizzę? A może kino?
- Proszę mi mówić po imieniu - zaśmiałam się.
- Zgoda. W takim razie, Wiki, czy poszłabyś ze mną do kina lub na pizzę? A może na małą wycieczkę po Szczecinie? Bo zdaje mi się nie jesteś stąd.
- Nie nie, ja z Rzeszowa...
- Z Rzeszowa? Kawał drogi. No to jak? Przejdziemy się gdzieś dziś wieczorem?
Miałam przytaknąć lecz w porę przypomniałam sobie o dziewczynie w mieszkaniu. Uśmiech zniknął mi z twarzy.
- Nie... przepraszam.
- Czy coś się stało?
- Nie. Po prostu mam inne plany.
- To może w inny dzień?
- Nie wiem. Może kiedyś. Muszę już iść, do zobaczenia.
- Cześć... - rzekł lekko rozczarowany.
Wchodząc do mieszkania nie wiedziałam czy przeważa we mnie złość, smutek czy wyrzuty sumienia. Ogarnęło mnie oburzenie - jak mógł mnie pytać o wspólny wypad, skoro miał już dziewczynę?! Oczywiście, że miałam ochotę gdzieś z nim pójść, ale nie zamierzam być wredną suką i odbijać tamtej chłopaka. To byłby szczyt wszystkiego!
Uznałam, że muszę się wyluzować i wyjść na świeże powietrze. Ledwie otworzyłam drzwi, zobaczyłam Adama wchodzącego na górę z kilkoma siatkami zakupów.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał przystając.
- Tylko do sklepu - zmyśliłam zamykając mieszkanie na klucz.
- Aha... Przy każdym wyjściu tak zaryglowujesz drzwi? - zakpił nieco.
- Może. A tak właściwie czemu cię to interesuje?
- Tylko pytam... - mówił, gdy nagle otworzyły się drzwi do jego mieszkania. Stała w nich tamta blondyna.
- Gdzie ty łazisz tak długo. Mówiłam, że mascarpone jest mi strasznie potrzebny do tortu na wesele Majki - gadała.
- Ach , zapomniałbym. Wiki, to moja urocza siostra Iga - przedstawił ją z sarkastycznym wymówieniem słowa "urocza". - Iga, nasza nowa sąsiadka, Wiki.
- Miło mi - uśmiechnęła się. - Czyli jednak ktoś sprzedawał mieszkanie?
- Tak. Mi również miło - odparłam speszona.
- Wybacz, że tak go ganię na klatce, ale ten debil miał mi przynieść składniki na tort dla mojej przyjaciółki, a jest to dla mnie dość ważne. Okej, skoro już się poznałyśmy to pozwól, że się zabiorę za pieczenie bo nie zdążę do soboty - zabrała siatki od Adasia i weszła do środka.
- Trochę jest wybuchowa, ale się przyzwyczaisz - zaśmiał się chłopak. - Ale nie mieszka ze mną na co dzień. Teraz akurat przyjechała na miesiąc sprawdzić jak sobie radzę, a przy okazji ma stąd blisko do kumpeli.
- Fajnie... Tylko wiesz... ja muszę iść. Widzimy się potem, co? To znaczy...
- Czyli zmieniłaś zdanie?
- Jeśli masz inne plany to zrozumiem...
- Chętnie z tobą wyjdę. Będę o szóstej - uśmiechnął się.
- Cieszę się - odwzajemniłam uśmiech i poczułam motyle w brzuchu.
Pożegnaliśmy się i weszliśmy do swoich mieszkań. Jak mogłam być taką idiotką?!!? To przecież była jego siostra! Ughh jestem beznadziejnie głupia! - myślałam, ale równocześnie poczułam się mile zaskoczona.
CDN.
poniedziałek, 14 marca 2016
Od Teraz. Na Zawsze. cz.1
Siedziałam w pociągu do Szczecina wyglądając przez okno. "Teraz wszystko będzie inaczej... lepiej..."- myślałam, Każde spojrzenie w przeszłość było dla mnie bólem. W dzieciństwie - ciągłe kłótnie rodziców, gdy byłam nastolatką - rozwiedli si, a ja? Przeżyłam niezbyt szczęśliwą rozterkę miłosną. Potem znów zakochałam się bez wzajemności. Wreszcie nadszedł oczekiwany okres studiów. Ciężko pracowałam, aby móc się uczyć, bo rodzice nie mieli pieniędzy. Po wakacyjnej pracy w McDonaldzie i dorabianiu jako przewodniczka w muzeum udało mi się uzbierać pieniądze na dwa lata nauki, aż w końcu dostałam stypendium.Teraz uznałam, że pora skończyć z rozczulaniem się. Szukałam pracy jak najdalej od rodzinnego Rzeszowa i mimo, że ciężko było mi rozstawać się z ukochanym miastem, cieszyłam się że mogę wreszcie poukładać sobie życie tak, jak będzie mi się podobało.
W tej chwili usiadłam na ławce na dworcu w Szczecinie. Wszystkie przeżycia przebiegały mi przed oczami. W pewnym momencie postanowiłam - koniec z grzeczną niunią. Pora na nową mnie - pewną siebie i stanowczą. Chwyciłam rączkę walizki, która posłusznie jechała za mną na swoich małych kółkach.
Wyszłam przed dworzec i wtedy całe postanowienie wycofało się z mojej pamięci.Zrobiły na mnie wrażenie wysokie budynki to jak Szczecin przypominał wyglądem Rzeszów. Oczywiście nie w każdym calu, ale miał jakby to powiedzieć, taką podobną duszę. Podążyłam ku niedalekiej fontannie, po czym usiadłam na jej brzegu i zadzwoniłam po taksówkę. Dojechałam do bloku, w którym miałam mieszkać. Właściciel mieszkania, które miałam kupić, miał na mnie czekać w środku, następnie podpisać umowę, dostać pieniądze, a potem wyjechać do córki mieszkającej w Kanadzie.
Zadzwoniłam do drzwi i po kilku sekundach odezwał się brzęczyk sygnalizujący mi wejście. Przemierzyłam wzrokiem schody i zaczęłam się po nich wspinać. Gdy dotarłam na siódme piętro, zapukałam do mieszkania nr 54. Otworzył mi brunet, mniej-więcej w moim wieku, o czarujących czarnych oczach, w których widziałam nieskończoną głębię i z niewielkim zarostem na twarzy. Stałam nieco zahipnotyzowana, ale ocknęłam się po chwili, kiedy przemówił do mnie swoim uprzejmym, ciepłym głosem.
- Mogę pani w czymś pomóc?
- Nie... to znaczy tak. Ja w sprawie mieszkania. Ale to chyba nie z panem rozmawiałam przez telefon... jest może pana ojciec?
- Zaraz zaraz... jakiego mieszkania? Nie sprzedaję, ani nie wynajmuję żadnego mieszkania. I nie mieszkam z ojcem. Musiała się pani pomylić.
Wtedy ze środka odezwał się głos.
- Chińszczyzna przyjechała? - w drzwiach ukazała się blondwłosa dziewczyna.
- Nie. Słuchaj, ta pani pyta o mieszkanie. Nie wiesz kto sprzedaje?
- Nie... nie przypominam sobie tego. Ewentualnie jakieś trzy bloki dalej.
W ten sposób kolejny raz doznałam zawodu.
- Ouu.. to ja... tego... przepraszam... to musiała być pomyłka.
- Nie szkodzi.. Powodzenia z szukaniem - posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Co? Aa... tak... dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedział i spoglądając na mnie powoli zamknął drzwi.
Stałam przed nimi jeszcze kilka minut. Już miałam odchodzić, gdy nagle otworzyły się drzwi mieszkania nr 53, które były obok.
- Oo... to pewnie pani Wiktoria? - spytał około 60-letni mężczyzna.
- Tak. Pan Laskiewicz?
- Zapraszam do środka. Już myślałem, że pani zrezygnowała albo zbłądziła... A jak się pani podoba w Szczecinie?
- Jest naprawdę piękny - mówiłam oglądając zadbane i ładne mieszkanie.
- I nie tylko... wie pani ja jestem starszy człowiek, ale mimo to zawsze wierzyłem, że to miasto ma w sobie coś... coś niezwykłego. No cóż, ale co mam robić? Został bym tutaj, ale córka za granicą, a moje stare kości już nie radzą sobie ze wszystkim tak jak dawniej. Przyjechałaby, ale w Toronto ma męża, dzieci i pracę. Ja to nawet lubię podróżować... Zamieszkam u niej, bo już to ustaliliśmy. Wnuki będą miały stałą opiekę, a i ja doznam jakiejś rozrywki. To jak? Podpisujemy umowę?
- Oczywiście. Kwota jest uzgodniona, prawda?- spytałam patrząc na bagaże pana Laskiewicza stojące w salonie.
- Tak. Proszę tu podpisać.... O właśnie. Dziękuję, miło się z panią robi interesy.
- Z panem również, dziękuję.
- Jak pani widzi mieszkanie jest gotowe do zagospodarowania. widok z balkonu wychodzi na ogród, a od strony kuchni na plac zabaw dla dzieci. A i sąsiadów też będzie pani miała miłych. Ten Adaś to bardzo uczynny chłopak, jeszcze się pani przekona.
Po kilku minutach rozmowy pan Laskiewicz zadzwonił po taksówkę i udał się na lotnisko. Zostałam w moim nowym mieszkaniu. Tego samego dnia dotarła reszta moich walizek. Zaczęłam się rozpakowywać czując, że teraz będzie lepiej. Dużo lepiej.
Pracę miałam załatwioną. Biuro w którym miałam zarabiać ustaliło, że pracę zacznę tydzień po dojechaniu do Szczecina. Moja rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez internet. Wszystko było załatwione. Miałam czas na zadomowienie się i zwiedzanie miasta. Ułożyłam swoje rzeczy w mieszkaniu. Spojrzałam na zegarek - 00:17... pora spać. Zmęczona opadłam na łóżko i zasnęłam.
CDN.
W tej chwili usiadłam na ławce na dworcu w Szczecinie. Wszystkie przeżycia przebiegały mi przed oczami. W pewnym momencie postanowiłam - koniec z grzeczną niunią. Pora na nową mnie - pewną siebie i stanowczą. Chwyciłam rączkę walizki, która posłusznie jechała za mną na swoich małych kółkach.
Wyszłam przed dworzec i wtedy całe postanowienie wycofało się z mojej pamięci.Zrobiły na mnie wrażenie wysokie budynki to jak Szczecin przypominał wyglądem Rzeszów. Oczywiście nie w każdym calu, ale miał jakby to powiedzieć, taką podobną duszę. Podążyłam ku niedalekiej fontannie, po czym usiadłam na jej brzegu i zadzwoniłam po taksówkę. Dojechałam do bloku, w którym miałam mieszkać. Właściciel mieszkania, które miałam kupić, miał na mnie czekać w środku, następnie podpisać umowę, dostać pieniądze, a potem wyjechać do córki mieszkającej w Kanadzie.
Zadzwoniłam do drzwi i po kilku sekundach odezwał się brzęczyk sygnalizujący mi wejście. Przemierzyłam wzrokiem schody i zaczęłam się po nich wspinać. Gdy dotarłam na siódme piętro, zapukałam do mieszkania nr 54. Otworzył mi brunet, mniej-więcej w moim wieku, o czarujących czarnych oczach, w których widziałam nieskończoną głębię i z niewielkim zarostem na twarzy. Stałam nieco zahipnotyzowana, ale ocknęłam się po chwili, kiedy przemówił do mnie swoim uprzejmym, ciepłym głosem.
- Mogę pani w czymś pomóc?
- Nie... to znaczy tak. Ja w sprawie mieszkania. Ale to chyba nie z panem rozmawiałam przez telefon... jest może pana ojciec?
- Zaraz zaraz... jakiego mieszkania? Nie sprzedaję, ani nie wynajmuję żadnego mieszkania. I nie mieszkam z ojcem. Musiała się pani pomylić.
Wtedy ze środka odezwał się głos.
- Chińszczyzna przyjechała? - w drzwiach ukazała się blondwłosa dziewczyna.
- Nie. Słuchaj, ta pani pyta o mieszkanie. Nie wiesz kto sprzedaje?
- Nie... nie przypominam sobie tego. Ewentualnie jakieś trzy bloki dalej.
W ten sposób kolejny raz doznałam zawodu.
- Ouu.. to ja... tego... przepraszam... to musiała być pomyłka.
- Nie szkodzi.. Powodzenia z szukaniem - posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Co? Aa... tak... dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedział i spoglądając na mnie powoli zamknął drzwi.
Stałam przed nimi jeszcze kilka minut. Już miałam odchodzić, gdy nagle otworzyły się drzwi mieszkania nr 53, które były obok.
- Oo... to pewnie pani Wiktoria? - spytał około 60-letni mężczyzna.
- Tak. Pan Laskiewicz?
- Zapraszam do środka. Już myślałem, że pani zrezygnowała albo zbłądziła... A jak się pani podoba w Szczecinie?
- Jest naprawdę piękny - mówiłam oglądając zadbane i ładne mieszkanie.
- I nie tylko... wie pani ja jestem starszy człowiek, ale mimo to zawsze wierzyłem, że to miasto ma w sobie coś... coś niezwykłego. No cóż, ale co mam robić? Został bym tutaj, ale córka za granicą, a moje stare kości już nie radzą sobie ze wszystkim tak jak dawniej. Przyjechałaby, ale w Toronto ma męża, dzieci i pracę. Ja to nawet lubię podróżować... Zamieszkam u niej, bo już to ustaliliśmy. Wnuki będą miały stałą opiekę, a i ja doznam jakiejś rozrywki. To jak? Podpisujemy umowę?
- Oczywiście. Kwota jest uzgodniona, prawda?- spytałam patrząc na bagaże pana Laskiewicza stojące w salonie.
- Tak. Proszę tu podpisać.... O właśnie. Dziękuję, miło się z panią robi interesy.
- Z panem również, dziękuję.
- Jak pani widzi mieszkanie jest gotowe do zagospodarowania. widok z balkonu wychodzi na ogród, a od strony kuchni na plac zabaw dla dzieci. A i sąsiadów też będzie pani miała miłych. Ten Adaś to bardzo uczynny chłopak, jeszcze się pani przekona.
Po kilku minutach rozmowy pan Laskiewicz zadzwonił po taksówkę i udał się na lotnisko. Zostałam w moim nowym mieszkaniu. Tego samego dnia dotarła reszta moich walizek. Zaczęłam się rozpakowywać czując, że teraz będzie lepiej. Dużo lepiej.
Pracę miałam załatwioną. Biuro w którym miałam zarabiać ustaliło, że pracę zacznę tydzień po dojechaniu do Szczecina. Moja rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez internet. Wszystko było załatwione. Miałam czas na zadomowienie się i zwiedzanie miasta. Ułożyłam swoje rzeczy w mieszkaniu. Spojrzałam na zegarek - 00:17... pora spać. Zmęczona opadłam na łóżko i zasnęłam.
CDN.
sobota, 12 marca 2016
Po burzy zawsze wschodzi Słońce... cz.3
Następnego dnia u spotkałam się z Kasią w jej domu. Starała się, abym przestała myśleć o tym co się stało, mimo że wiedziała, że to niemożliwe. Obejrzałyśmy film, zjadłyśmy ciastka i paluszki, szczerze pogadałyśmy, potem "rozwalałam" psychikę przyjaciółki gdy dołączyła do nas jej siostra. Ostatecznie to był całkiem niezły dzień. Potem nadszedł wieczór i wraz z nim przemyślenia "Czy ja na pewno miałam się rodzić?" "Po jaką cholerę ja w ogóle istnieję?" "Jak długo jeszcze będę raniona?"i mnóstwo innych... związanych z Darkiem.
Kolejny ranek. Kolejny dzień. Kolejny wieczór. Kolejny tydzień. Kolejny miesiąc... czas mijał nieubłaganie. Ferie minęły a z nimi zima. Jadąc busem do szkoły siadałam daleko od Darka. Bolało mnie to, ale nie pokazywałam tego. Raz usłyszałam nawet, że ma on zamiar zaprosić Jolę (z którą kiedyś chodziłam do klasy i która w gimnazjum do niego zarywała) na wesele swojej kuzynki jako osobę towarzyszącą. Nadszedł marzec, który nie oszczędzał deszczu. I w końcu przyszedł dzień taki jak wtedy... znów wybiegłam z domu żeby móc wypłakać się w samotności. Tym razem również na miejscowy stadion.. Dlaczego? Nie wiem... Nie wzięłam nawet kurtki. Siedziałam na ławce płacząc i spoglądając na strugi deszczu. Nie ukrywam, że było mi zimno. Z włosów zaczęła kapać woda. Adidasy przemokły. Ja również.
I wtedy historia zaczęła się powtarzać. Usłyszałam chlapanie wody w kałużach podczas stawiania kroków. Furtka skrzypnęła. Spojrzałam w bok. Darek zamykał bramkę. Obrócił się podszedł kilka kroków i widząc mnie zatrzymał się. Nic nie mówił. Stał jak słup soli. Nagle podbiegł jakby wyrwany z innego świata.
- Ada...
- Już sobie idę - odpowiedziałam trzęsąc się z zimna.
- Przestań. Co ty odstawiasz?!
- Mówiłam, już idę.
Zdjął swoją kurtkę, założył na mnie i objął. Zrobiło mi się trochę cieplej, ale wstałam i oddałam mu jego własność.
- Nie chcę - powiedziałam i zakaszlałam.
- Nie wygłupiaj się. Jesteś cała mokra... co się stało?
- I tak cię to nie obchodzi.
- Skończ te beznadziejne teksty- na przymus założył mi kurtkę. - Idziemy do mnie. Musisz się ogrzać.
- Nigdzie z tobą nie idę...
- Zamierzasz całe życie wmawiać sobie, że nic do mnie nie czujesz?
- Jeśli będzie trzeba...
- Nie dopuszczę do tego. Rozumiesz?
- Nie znasz mnie..
- Znam i zależy mi na tobie!
- Zależy ci na Jolce!
Opadłam na ławkę i znów się rozpłakałam. Usiadł obok i mnie objął.
- Nie masz racji.
- To dlaczego z nią idziesz na wesele?
- Nie idę z nią. Tak się składa, że idę sam. A Jolkę proponowała tylko moja sąsiadka, która jest jej ciotką. Nie wierz plotkom. A teraz chodź bo zachorujesz.
- Nigdzie nie idę!
- Słuchaj ty no! To ciebie chciałem zaprosić, ale wiedziałem, że się nie zgodzisz. Nie prawdą było też to, że nie biorę cię na serio i w ogóle...Ale proszę, przestań udawać obojętną... To nie jest ta Ada co była..Chodź..
- Nie idę.
- Ach, tak? Nie obchodzi mnie to - uśmiechnął się i podniósł się z miejsca biorąc mnie na swoje silne ramiona.
- Puść mnie! Słyszysz! Puść mnie! - krzyczałam. Zdążył już wyjść ze mną na ulicę, która była pusta i równie mokra jak stadion.
- Puść mnie! Słyszysz! Puść mnie! - krzyczałam. Zdążył już wyjść ze mną na ulicę, która była pusta i równie mokra jak stadion.
- Dobra! - postawił mnie delikatnie na ziemi. - I co teraz zamierzasz zrobić?
- Pójdę sobie, tak jak mówiłam! - przeszłam kilka kroków i zatrzymałam się. Obejrzałam się za siebie. Darek nadal stał w tym samym miejscu. Obróciłam się i poszłam w jego stronę ściągając z siebie jego kurtkę.
- Zapomniałam ci ją oddać..- powiedziałam cicho ze spuszczoną głową.
Położył mi swoją ciepłą dłoń na policzku. Uniosłam wzrok. Jego oczy patrzyły w moje. Po raz kolejny położył mi kurtkę na ramiona. Staliśmy w deszczu patrząc sobie w oczy. Jego włosy zdążyły już zmoknąć tak jak moje. W pewnej chwili jego usta dotknęły moich. Krople deszczu padały na nas ledwie odczuwalne. Poczuliśmy jak dotykają naszych policzków. Oderwaliśmy nasze usta od siebie.
- Kocham cię - usłyszałam.
- Ja ciebie też - powiedziałam i wtuliłam się w niego. Poczułam jak mnie obejmuje i usłyszałam bicie jego serca.
niedziela, 6 marca 2016
Po burzy zawsze wschodzi Słońce... cz.2
- Na co zaczekać?! Aż znowu mnie zranisz? Nic o mnie nie wiesz!
- To nie tak... Pozwól mi wyjaśnić.
- A ty mi pozwoliłeś? Bo sobie nie przypominam -odpowiedziałam nieco zajadle.
- Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Otóż nie..
- No pewnie.. Tobie nigdy nie było łatwo w uczuciach co nie? Szkoda, że moje życie nie jest tak "trudne" jak one bo było by mi dużo wygodniej! - przerwałam mu.
- Nie kłóć się! Możesz choć raz mnie wysłuchać?!
- Ty mi na to nie pozwoliłeś... Ja też nie zamierzam. Sorry, takie życie. Do zobaczenia, Darek...
Uchyliłam furtkę prowadzącą poza stadion. Przekroczyłam ją, wróciłam do domu i z wyrzutami zaczęłam myśleć o swoim zachowaniu. W końcu mówią, że każdy zasługuje na drugą szansę...ale nie! Odpędziłam te myśli. Wiem, że nie przestanę go kochać. Poza tym to uczucie wzrastało każdego dnia, ale nie chciałam mu tego pokazać. Już dostałam nauczkę - gdybym opanowała moje "maślane oczka" skierowane na niego to może teraz byłoby inaczej niż jest. Koniec emocji! Wystarczy! Nie jestem łatwą dziewczynką, ani osobą którą można sobie ot tak pomiatać!
To były pierwsze przemyślenia jakie mnie dopadły. One były dość zdeterminowane i motywowały do działania. Do wiary w to, że będzie lepiej. Potem przychodzą jednak takie chwile... kiedy zwyczajnie nie możemy wytrzymać.. nerwy puszczają... coś w nas "pęka"... dopada nas refleksja i depresja, z którą nie umiemy sobie poradzić... Taka chwila dopadła mnie też kilka godzin po spotkaniu Darka. Po prostu nie dałam rady być dłużej silna - kolejny raz zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać. Minęło kilka dni odkąd mnie odblokował, ale nie pisałam do niego. Nie miałam siły.W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. SMS od Kasi "Hej. jak się trzymasz?". Natychmiast jej odpisałam "Siemka. Jest w porządku". Wyślij... Jednak natychmiast zabrałam się za pisanie kolejnego esa "Nie! Nigdy nie było i nie jest w porządku. Moje życie nie ma sensu. Jest do bani". W odpowiedzi Kasia napisała "Wiem, że jest Ci ciężko. Wpadnij jutro. Pogadamy i będzie lepiej". Zawahałam się, ale po kilku sekundach telefony wysłał wiadomość o treści "Okej :') "
- To nie tak... Pozwól mi wyjaśnić.
- A ty mi pozwoliłeś? Bo sobie nie przypominam -odpowiedziałam nieco zajadle.
- Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Otóż nie..
- No pewnie.. Tobie nigdy nie było łatwo w uczuciach co nie? Szkoda, że moje życie nie jest tak "trudne" jak one bo było by mi dużo wygodniej! - przerwałam mu.
- Nie kłóć się! Możesz choć raz mnie wysłuchać?!
- Ty mi na to nie pozwoliłeś... Ja też nie zamierzam. Sorry, takie życie. Do zobaczenia, Darek...
Uchyliłam furtkę prowadzącą poza stadion. Przekroczyłam ją, wróciłam do domu i z wyrzutami zaczęłam myśleć o swoim zachowaniu. W końcu mówią, że każdy zasługuje na drugą szansę...ale nie! Odpędziłam te myśli. Wiem, że nie przestanę go kochać. Poza tym to uczucie wzrastało każdego dnia, ale nie chciałam mu tego pokazać. Już dostałam nauczkę - gdybym opanowała moje "maślane oczka" skierowane na niego to może teraz byłoby inaczej niż jest. Koniec emocji! Wystarczy! Nie jestem łatwą dziewczynką, ani osobą którą można sobie ot tak pomiatać!
To były pierwsze przemyślenia jakie mnie dopadły. One były dość zdeterminowane i motywowały do działania. Do wiary w to, że będzie lepiej. Potem przychodzą jednak takie chwile... kiedy zwyczajnie nie możemy wytrzymać.. nerwy puszczają... coś w nas "pęka"... dopada nas refleksja i depresja, z którą nie umiemy sobie poradzić... Taka chwila dopadła mnie też kilka godzin po spotkaniu Darka. Po prostu nie dałam rady być dłużej silna - kolejny raz zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać. Minęło kilka dni odkąd mnie odblokował, ale nie pisałam do niego. Nie miałam siły.W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. SMS od Kasi "Hej. jak się trzymasz?". Natychmiast jej odpisałam "Siemka. Jest w porządku". Wyślij... Jednak natychmiast zabrałam się za pisanie kolejnego esa "Nie! Nigdy nie było i nie jest w porządku. Moje życie nie ma sensu. Jest do bani". W odpowiedzi Kasia napisała "Wiem, że jest Ci ciężko. Wpadnij jutro. Pogadamy i będzie lepiej". Zawahałam się, ale po kilku sekundach telefony wysłał wiadomość o treści "Okej :') "
czwartek, 18 lutego 2016
Po burzy zawsze wschodzi Słońce... cz.1
- To uczucie jest nie do zniesienia! Muszę mu to jakoś powiedzieć! - mówiłam do przyjaciółki.
- To samo gadałam Ci przed miesiącem. Pospiesz się bo może być za późno. Będziesz wtedy żałować, uwierz mi, lepiej wyznaj mu jaka jest prawda zanim powie mu o tym ktoś inny.
- Ale jak? Nie jestem tak śmiała jak ty. Nie stanę przed nim i nie powiem "Cześć Darek, kocham Cię" bo uzna mnie za idiotkę albo desperatkę.
- Spróbuj się z nim spotkać. Jak najszybciej. Będziesz mieć to za sobą.
"Tak zrobię" - pomyślałam i rozłączyłam się z Kasią. Mimo tego nie odważyłam się poprosić Darka o spotkanie, potem on dowiedział się, że jestem w nim zakochana od swoich kolegów i stało się tak jak mówiła moja przyjaciółka - urwał ze mną kontakt. Nie miałam jego numeru, a jego czat na Facebooku ze mną został przez niego zablokowany przez co nie mogłam nawet napisać mu wyjaśnień. Aktualnie od założenia blokady minęło 2 tygodnie. Dwa tygodnie przepłakanych przeze mnie wieczorów. Dwa tygodnie wewnętrznego cierpienia. Dwa tygodnie bólu... Tak - bólu. I to wielkiego. Dlaczego? Bo nie dostałam nawet szansy n a wyjaśnienia. Nawet ze mną nie chciał rozmawiać. Dobijają mnie też informacje o których dowiedziałam się ostatnio... jak się okazuje - on nie bierze mojego zakochania na serio. Twierdzi, że to nie jest nic poważnego. Uważa, że dla nas nie byłoby przyszłości, że jestem dla niego tylko koleżanką, ale nie powiedział mi tego... Wszystkiego dowiaduję się dzięki znajomym. Może decyduje też o tym wiek? Może Darek uznał, że skoro jestem od niego o 2 lata młodsza to nie zrozumiem jego problemów? Zwłaszcza, że on jest w trzeciej klasie technikum a ja dopiero w pierwszej liceum? Taki powód byłby dość głupi, ale przecież wszystko możliwe. Teraz trwają ferie. Przynajmniej tyle. Ale i tak z Darkiem widzę się często, bo jesteśmy z tej samej miejscowości, a do tego mieszkamy raptem kilka domów od siebie. Nawet autobus mamy ten sam gdy jedziemy do miasta do naszych szkół. Tylko teraz to nie ma znaczenia... W sumie jestem zakochana w Darku od szóstej klasy. Przez długi czas trzymałam to w tajemnicy, ale potem dowiedziało się kilka osób, aż w końcu teraz nawet sam Darek. Było mi z tym źle. Wiedziałam, że tracę najwspanialszego przyjaciela jakiego miałam. Że nic już nie wróci. Koniec rozmów, pisania, naszych przeróżnych zdarzeń i wypadków z których zalewaliśmy się śmiechem (np. podczas gdy byliśmy na wycieczce na stok narciarski co chwila wywalaliśmy się nawzajem) i tylko wspomnienia mi już pozostają... Smutne.. Przykre... Boli... i tyle...
Pewnego dnia ferii postanowiłam wyjść z domu. Tak po prostu. Wyrwać się życiu. Uciec w jakieś miejsce na kilka godzin. Wszystko przemyśleć. Uznałam, że przejdę się na stadion. Co z tego, że Darek mieszkał blisko niego? Po prostu chciałam tam iść. Usiadłam na ławkę i zaczęłam myśleć patrząc na ośnieżoną murawę. W pewnym momencie usłyszałam kroki.
- Co tu robisz?- spytał znajomy głos.
- Miałam pytać o to samo - odpowiedziałam. Stał koło mnie Darek.
- Czasem przychodzę pobyć tutaj samemu... Ktoś Ci doniósł, że tu będę, prawda?
- Nie. Zwyczajnie przyszłam pomyśleć. Chyba, że ci to przeszkadza... To ja sobie pójdę.
- Zostań. Nie mam nic przeciwko.
- Oo co za odmiana. To dlaczego masz coś przeciwko temu żebyśmy ze sobą pisali czy coś. Na jaką cholerę te blokady i ta cała dziecinada? Nie chcesz ze mną pisać to mi to powiedz, a nie rań poprzez jakieś beznadziejne zablokowanie czatu.
- Nie, że nie chcę, ale nie mogę. Nie daję rady... Nie rozumiesz, wiem.
- Zrozumiałabym gdybyś mi powiedział. Ale nie dałeś mi szansy nawet wyjaśnić co do ciebie czuję! - krzyknęłam, po policzku pociekły mi łzy, wstałam i miałam odejść kiedy powiedział:
- Zaczekaj.
***
CDN (Ciąg Dalszy Nastąpi)
- To samo gadałam Ci przed miesiącem. Pospiesz się bo może być za późno. Będziesz wtedy żałować, uwierz mi, lepiej wyznaj mu jaka jest prawda zanim powie mu o tym ktoś inny.
- Ale jak? Nie jestem tak śmiała jak ty. Nie stanę przed nim i nie powiem "Cześć Darek, kocham Cię" bo uzna mnie za idiotkę albo desperatkę.
- Spróbuj się z nim spotkać. Jak najszybciej. Będziesz mieć to za sobą.
"Tak zrobię" - pomyślałam i rozłączyłam się z Kasią. Mimo tego nie odważyłam się poprosić Darka o spotkanie, potem on dowiedział się, że jestem w nim zakochana od swoich kolegów i stało się tak jak mówiła moja przyjaciółka - urwał ze mną kontakt. Nie miałam jego numeru, a jego czat na Facebooku ze mną został przez niego zablokowany przez co nie mogłam nawet napisać mu wyjaśnień. Aktualnie od założenia blokady minęło 2 tygodnie. Dwa tygodnie przepłakanych przeze mnie wieczorów. Dwa tygodnie wewnętrznego cierpienia. Dwa tygodnie bólu... Tak - bólu. I to wielkiego. Dlaczego? Bo nie dostałam nawet szansy n a wyjaśnienia. Nawet ze mną nie chciał rozmawiać. Dobijają mnie też informacje o których dowiedziałam się ostatnio... jak się okazuje - on nie bierze mojego zakochania na serio. Twierdzi, że to nie jest nic poważnego. Uważa, że dla nas nie byłoby przyszłości, że jestem dla niego tylko koleżanką, ale nie powiedział mi tego... Wszystkiego dowiaduję się dzięki znajomym. Może decyduje też o tym wiek? Może Darek uznał, że skoro jestem od niego o 2 lata młodsza to nie zrozumiem jego problemów? Zwłaszcza, że on jest w trzeciej klasie technikum a ja dopiero w pierwszej liceum? Taki powód byłby dość głupi, ale przecież wszystko możliwe. Teraz trwają ferie. Przynajmniej tyle. Ale i tak z Darkiem widzę się często, bo jesteśmy z tej samej miejscowości, a do tego mieszkamy raptem kilka domów od siebie. Nawet autobus mamy ten sam gdy jedziemy do miasta do naszych szkół. Tylko teraz to nie ma znaczenia... W sumie jestem zakochana w Darku od szóstej klasy. Przez długi czas trzymałam to w tajemnicy, ale potem dowiedziało się kilka osób, aż w końcu teraz nawet sam Darek. Było mi z tym źle. Wiedziałam, że tracę najwspanialszego przyjaciela jakiego miałam. Że nic już nie wróci. Koniec rozmów, pisania, naszych przeróżnych zdarzeń i wypadków z których zalewaliśmy się śmiechem (np. podczas gdy byliśmy na wycieczce na stok narciarski co chwila wywalaliśmy się nawzajem) i tylko wspomnienia mi już pozostają... Smutne.. Przykre... Boli... i tyle...
Pewnego dnia ferii postanowiłam wyjść z domu. Tak po prostu. Wyrwać się życiu. Uciec w jakieś miejsce na kilka godzin. Wszystko przemyśleć. Uznałam, że przejdę się na stadion. Co z tego, że Darek mieszkał blisko niego? Po prostu chciałam tam iść. Usiadłam na ławkę i zaczęłam myśleć patrząc na ośnieżoną murawę. W pewnym momencie usłyszałam kroki.
- Co tu robisz?- spytał znajomy głos.
- Miałam pytać o to samo - odpowiedziałam. Stał koło mnie Darek.
- Czasem przychodzę pobyć tutaj samemu... Ktoś Ci doniósł, że tu będę, prawda?
- Nie. Zwyczajnie przyszłam pomyśleć. Chyba, że ci to przeszkadza... To ja sobie pójdę.
- Zostań. Nie mam nic przeciwko.
- Oo co za odmiana. To dlaczego masz coś przeciwko temu żebyśmy ze sobą pisali czy coś. Na jaką cholerę te blokady i ta cała dziecinada? Nie chcesz ze mną pisać to mi to powiedz, a nie rań poprzez jakieś beznadziejne zablokowanie czatu.
- Nie, że nie chcę, ale nie mogę. Nie daję rady... Nie rozumiesz, wiem.
- Zrozumiałabym gdybyś mi powiedział. Ale nie dałeś mi szansy nawet wyjaśnić co do ciebie czuję! - krzyknęłam, po policzku pociekły mi łzy, wstałam i miałam odejść kiedy powiedział:
- Zaczekaj.
***
CDN (Ciąg Dalszy Nastąpi)
wtorek, 16 lutego 2016
Podziwiam Was!
Kochani! Nawet nie wiecie jak się cieszę! Na blogu zostały umieszczone tylko 2 posty - pierwszy na powitanie, a drugi jako opowiadanie. Otóż "Życie to nie bajka... a może jednak?" przebiła moje najśmielsze oczekiwania. Już po tych kilku dniach ma ponad 600 wyświetleń. Dzięki temu dostałam ogromny zastrzyk motywacji i możecie się niedługo spodziewać kolejnego opowiadania. Mam nadzieję, że również czeka go zainteresowanie z waszej strony
Pozdro- Pozytywnie Inna
sobota, 13 lutego 2016
Życie to nie bajka...a może jednak?
O tym, jak życie potrafi zaskakiwać, przekonała się już nie raz. Mimo to, nadal byłam zdeterminowana do zmienienia czegoś na lepsze. Czasem się udawało, a czasem nie - wiadomo, nigdy nie wiemy jak mogą potoczyć się nasze losy. W ciągu ostatnich lat wszystko zaczęło się układać. Skończył się ból po rozstaniu z moim byłym, przeprowadziłam się, ukończyłam studia i znalazłam pracę. Wszystko byłoby naprawdę świetne, gdyby nie tamten dzień...
- Muszę mieć te rachunki na jutro. Prześlij je faksem do biura, ok? - rozmawiałam pewnego razu z moją koleżanką po fachu. - Super! Dzięki. Pa.
Praca w banku nawet mi się spodobała, zwłaszcza po awansie, gdy wskoczyłam na stanowisko dyrektora. Zmierzałam właśnie do pobliskiej kawiarni. Bywałam w niej niemalże codziennie. Sprawiała miłe wrażenie i przywoływała różne myśli.
- To co zwykle, pani Marto? - spytała kelnerka.
Pokiwałam głową, a kilka minut później popijałam już gorące expresso i zajadałam ciasto cytrynowe.
Do Wrocławia wprowadziłam się miesiąc przed rozpoczęciem studiów. Przez cały okres trwania nauki wynajmowałam mieszkanie wspólnie z koleżanką - Laurą. Potem każda poszła w swoją stronę i tak ja trafiłam do banku, a ona do szpitala, gdzie obecnie była ordynatorką oddziału chirurgii. Zarabiałam dość dobrze, dlatego wystarczało mi na opłatę mieszkania i na własne potrzeby. Żyłam wygodnie jako szczęśliwa singielka.
Wstałam od stolika biorąc ostatnie łyki kawy, kiedy ktoś na mnie wpadł... A może ja na niego?
- Uważaj, człowieku! Ciesz się, że już nic nie miałam w kubku! - krzyknęłam, po czym podniosłam wzrok, żeby spojrzeć na mężczyznę przede mną.
- Nie.. nie możliwe.. nie! - łzy napłynęły mi do oczu. szybkim krokiem wyszłam z kawiarni i zaczęłam biec w kierunku mojego samochodu.
Zatrzasnęłam drzwi z mocnym zamachem. Oparłam głowę o kierownicę i z bezsilności zaczęłam płakać.
- To tylko sen! Nie płacz. Nie ma z czego. On nic dla ciebie nie znaczy. To tylko przypadek - wmawiałam sobie.
Otarłam krople łez z mojego policzka i przekręciłam kluczyk w stacyjce. W mieszkaniu zaryglowałam drzwi i poszłam się przebrać. Po drodze kupiłam jeszcze kubełek lodów i kilka paczek chusteczek. Przeciągnęłam zasłony przez okno i wzięłam swojego laptopa, żeby znaleźć jakiś melodramat. Zamierzałam zabawić się w typową dziewczynę z serialu ze złamanym sercem. Uznałam, że skoro zawsze płaczę przy "Titanicu" to i tym razem właśnie ten film obejrzę. Kiedy skończyłam wyjrzałam zza zasłon na Wrocław. Na dworze było już zupełnie ciemno (o ile można to stwierdzić widząc tysiące świateł miasta - pobliski sklep, lampy przed blokiem, latarnie w parku obok, dalekie światła z bilboardów i mnóstwo świateł w oknach mieszkań).
Otarłam krople łez z mojego policzka i przekręciłam kluczyk w stacyjce. W mieszkaniu zaryglowałam drzwi i poszłam się przebrać. Po drodze kupiłam jeszcze kubełek lodów i kilka paczek chusteczek. Przeciągnęłam zasłony przez okno i wzięłam swojego laptopa, żeby znaleźć jakiś melodramat. Zamierzałam zabawić się w typową dziewczynę z serialu ze złamanym sercem. Uznałam, że skoro zawsze płaczę przy "Titanicu" to i tym razem właśnie ten film obejrzę. Kiedy skończyłam wyjrzałam zza zasłon na Wrocław. Na dworze było już zupełnie ciemno (o ile można to stwierdzić widząc tysiące świateł miasta - pobliski sklep, lampy przed blokiem, latarnie w parku obok, dalekie światła z bilboardów i mnóstwo świateł w oknach mieszkań).
- To miasto chyba nigdy nie śpi... Podobnie jak każde inne.
Ale nie - nie było jak inne. Byłam już w większości dużych miast w Polsce, a nawet w kilku za granicą. Kochałam podróże, ale mimo to zawsze ciągnęło mnie tutaj. Teraz trwało lato. Wszystko żyło. Wyszłam z mieszkania i po kilku krokach znalazłam się w cichym parku. Usiadłam w centrum, w miejscu gdzie mieściła się fontanna, a dokładniej na jej obramowaniu. Zaczęłam myśleć o epizodzie w kafejce. Wiedziałam, że to był on - Wojtek, mój były chłopak, z którym zerwaliśmy przed moimi studiami. 2 lata starszy ode mnie ciołek... Poznałam go w liceum. Potem przestało nam się układać i.. tak jakoś wyszło, że nasz związek dobiegł końca. Zdałam maturę i przeprowadziłam się. Chciałam uciec od tamtego świata. I udałoby się gdyby nie dzisiejszy przypadek. Hmm.. przypadek? Zwykle wierzyłam w przeznaczenie i, że wszystko ma swój cel i czegoś nas uczy. Ale czego miało mnie nauczyć spotkanie z Wojtkiem?! Tego jak znowu cierpieć?! I dlaczego on znalazł się w tej samej kawiarni co ja!? Nawet jeśli byłby we Wrocławiu to przecież mógłby iść do innej. Jest ich tutaj mnóstwo, a on musiał trafić akurat do tej! Patrzyłam na gwiazdy. Nagle do plusku wody dołączyły odgłosy kroków. Obejrzałam się. W parku pojawił się Wojtek.
- Znowu ty?! - zawołałam.
- Tak.. mi też miło cię widzieć...
- Miło?! Tobie jest "miło"?! Ciekawe dlaczego, wiesz! Po co tu przyjechałeś?! I w ogóle skąd wziąłeś się kolejny raz w tym samym miejscu co ja?! Śledzisz mnie czy co?!
- Posłuchaj! Daj mi to wyjaśnić - złapał mnie za rękę. Poczułam ciepło jego dłoni. Coś mnie w środku rozdarło.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich wyjaśnień! - wyrwałam dłoń z jego uścisku i pobiegłam przez boczną alejkę. Gdy fontanna znikła mi z oczu, zatrzymałam się, oparłam o pobliskie drzewo, zsunęłam się na ziemię i siedząc w ten sposób zaczęłam znów płakać.
Wszystko do mnie wróciło. Każde, nawet najmniejsze wspomnienie z nim stanęło mi przed oczami. Dotarło do mnie, że nigdy nie przestałam go kochać. Zaczęłam też odczuwać jak chłodny jest ten wieczór, zwłaszcza, że jestem w koszulce z krótkim rękawem i szortach.
- Marta! - usłyszałam wołanie. - Przepraszam! Gdzie jesteś... Mar... - zauważył mnie.
- Odejdź - załkałam.
- Nie odejdę. Nie chcę cię zostawiać. Za długo cię szukałem przez ostatnie lata, żeby teraz odpuszczać. Już nigdy cię nie opuszczę.
- To samo mi wmawiałeś jak byliśmy razem! Poza tym.. ułożyłam sobie życie, nie zauważyłeś tego?
- Wiem jak jest. Widziałem się z Laurą, gdy byłem odwiedzić kuzyna po operacji. Mówiła o tobie.
- I co ci takiego powiedziała? Jak widzisz radzę sobie świetnie bez ciebie!
- I jesteś nieszczęśliwa...
- Co?
- Dobrze wiesz co. Opowiedziała mi jaka byłaś załamana, gdy zaczynałaś naukę na uniwerku. Potem wydawało się, że ci przeszło, bo zaczęłaś się śmiać i cieszyć, ale twoje oczy pozostały smutne.. To widać. Teraz chcę, żebyś mnie wysłuchała. Ja nie chciałem wcale z tobą zrywać. To wszystko przez Kamilę. Ona wmówiła mi, że masz drugiego. Byłem wściekły, nie wiedziałem co mówiłem. Nakrzyczałem wtedy tak na ciebie, bo widzisz... sam miałem złamane serce, ale mimo wszystko zawsze cię kochałem... i wciąż kocham - powiedział, po czym usiadł obok mnie i spuścił wzrok na swoje buty, jakby mocno się nad czymś zastanawiał. - Przyśniłaś mi się - rzekł w końcu.- Zrozumiałem, że muszę zawalczyć o ciebie. Spróbować jeszcze raz. Odnaleźć cię i znów wszystko ułożyć.
Przez płacz przemarzłam trochę i zaczęłam drgać z zimna.
- Całą się trzęsiesz.. Wszystko dobrze? Chodź, zabiorę cię stąd. Ziemia jest zimna - zdjął swoją bluzę i nałożył na mnie. Pokręciłam głową, na znak, że nie chcę z nim nigdzie iść, ale on przytulił mnie mocno i podniósł. Szedł ze mną przez park, a ja w jego ramionach czułam się bezpiecznie i szczęśliwie. Usłyszałam jego bicie serca, po czym położyłam mu ręce na karku i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Dźwigał mnie aż do mieszkania, gdzie postawił mnie na podłodze.
- To ja już może pójdę... - uznał zrezygnowany.
- A bluza?
- Ach.. no tak, zapomniałbym o niej...
- Dziękuję.. - powiedziałam podając mu ją. Nasze dłonie znowu się spotkały. Mój wzrok spoczął na jego oczach, a jego na moich. Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował.
- Może jednak zostaniesz na herbatę? - zapytałam gdy skończyliśmy.
- Chętnie - odpowiedział nie przestając mnie przytulać.
- Albo na trochę dłużej..- zaproponowałam.
- Na jak długo? - wyszeptał.
- Co powiesz na.. na zawsze? - spytałam.
- Myślę, że przystanę na twoją ofertę - odrzekł ze śmiechem i znów podniósł mnie w górę i pocałował.
I tak jak obiecał - nigdy już mnie nie opuścił.
- Znowu ty?! - zawołałam.
- Tak.. mi też miło cię widzieć...
- Miło?! Tobie jest "miło"?! Ciekawe dlaczego, wiesz! Po co tu przyjechałeś?! I w ogóle skąd wziąłeś się kolejny raz w tym samym miejscu co ja?! Śledzisz mnie czy co?!
- Posłuchaj! Daj mi to wyjaśnić - złapał mnie za rękę. Poczułam ciepło jego dłoni. Coś mnie w środku rozdarło.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich wyjaśnień! - wyrwałam dłoń z jego uścisku i pobiegłam przez boczną alejkę. Gdy fontanna znikła mi z oczu, zatrzymałam się, oparłam o pobliskie drzewo, zsunęłam się na ziemię i siedząc w ten sposób zaczęłam znów płakać.
Wszystko do mnie wróciło. Każde, nawet najmniejsze wspomnienie z nim stanęło mi przed oczami. Dotarło do mnie, że nigdy nie przestałam go kochać. Zaczęłam też odczuwać jak chłodny jest ten wieczór, zwłaszcza, że jestem w koszulce z krótkim rękawem i szortach.
- Marta! - usłyszałam wołanie. - Przepraszam! Gdzie jesteś... Mar... - zauważył mnie.
- Odejdź - załkałam.
- Nie odejdę. Nie chcę cię zostawiać. Za długo cię szukałem przez ostatnie lata, żeby teraz odpuszczać. Już nigdy cię nie opuszczę.
- To samo mi wmawiałeś jak byliśmy razem! Poza tym.. ułożyłam sobie życie, nie zauważyłeś tego?
- Wiem jak jest. Widziałem się z Laurą, gdy byłem odwiedzić kuzyna po operacji. Mówiła o tobie.
- I co ci takiego powiedziała? Jak widzisz radzę sobie świetnie bez ciebie!
- I jesteś nieszczęśliwa...
- Co?
- Dobrze wiesz co. Opowiedziała mi jaka byłaś załamana, gdy zaczynałaś naukę na uniwerku. Potem wydawało się, że ci przeszło, bo zaczęłaś się śmiać i cieszyć, ale twoje oczy pozostały smutne.. To widać. Teraz chcę, żebyś mnie wysłuchała. Ja nie chciałem wcale z tobą zrywać. To wszystko przez Kamilę. Ona wmówiła mi, że masz drugiego. Byłem wściekły, nie wiedziałem co mówiłem. Nakrzyczałem wtedy tak na ciebie, bo widzisz... sam miałem złamane serce, ale mimo wszystko zawsze cię kochałem... i wciąż kocham - powiedział, po czym usiadł obok mnie i spuścił wzrok na swoje buty, jakby mocno się nad czymś zastanawiał. - Przyśniłaś mi się - rzekł w końcu.- Zrozumiałem, że muszę zawalczyć o ciebie. Spróbować jeszcze raz. Odnaleźć cię i znów wszystko ułożyć.
Przez płacz przemarzłam trochę i zaczęłam drgać z zimna.
- Całą się trzęsiesz.. Wszystko dobrze? Chodź, zabiorę cię stąd. Ziemia jest zimna - zdjął swoją bluzę i nałożył na mnie. Pokręciłam głową, na znak, że nie chcę z nim nigdzie iść, ale on przytulił mnie mocno i podniósł. Szedł ze mną przez park, a ja w jego ramionach czułam się bezpiecznie i szczęśliwie. Usłyszałam jego bicie serca, po czym położyłam mu ręce na karku i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Dźwigał mnie aż do mieszkania, gdzie postawił mnie na podłodze.
- To ja już może pójdę... - uznał zrezygnowany.
- A bluza?
- Ach.. no tak, zapomniałbym o niej...
- Dziękuję.. - powiedziałam podając mu ją. Nasze dłonie znowu się spotkały. Mój wzrok spoczął na jego oczach, a jego na moich. Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował.
- Może jednak zostaniesz na herbatę? - zapytałam gdy skończyliśmy.
- Chętnie - odpowiedział nie przestając mnie przytulać.
- Albo na trochę dłużej..- zaproponowałam.
- Na jak długo? - wyszeptał.
- Co powiesz na.. na zawsze? - spytałam.
- Myślę, że przystanę na twoją ofertę - odrzekł ze śmiechem i znów podniósł mnie w górę i pocałował.
I tak jak obiecał - nigdy już mnie nie opuścił.
poniedziałek, 25 stycznia 2016
Witam
Cześć, witam wszystkich na moim nowym blogu. Mimo, że mam 13 lat i mnóstwo nauki są chwile słabości w moim życiu, a te słabości staram się zmienić w słowa i ułożyć w całość. Nie muszę chyba zbyt wiele tłumaczyć - chcę przerodzić uczucia w opowiadania, dzięki czemu będzie mi łatwiej w codziennym życiu i trudnych sytuacjach. Przy okazji mam nadzieję, że Was również zarażę moim entuzjazmem i motywacją, a także zadowolę historiami powstającymi w mojej wyobraźni.
Pozdro
~Pozytywnie Inna ♥
Pozdro
~Pozytywnie Inna ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)